mały wypadek, niby nic poślizg w łazience
przytrzymałem się krawędzi zlewu ale ręka pod dziwnym kątem była jak upadałem to ***nęło w barku i cała ręka na chwilę ścierpła, myślę jak nic złamana, patrzę ale nic nie wystaje, no to myśle jeszcze gorzej bo pewnie któryś akton barku zerwany, po jakimś czasie i po dkładnych oględzinach stwierdziłem że mięśnie i kości są ok, tylko ruchomość stawu ograniczona do zera. Mogłem się poruszać tylko z ręką w kieszeni.
Zajeżdżam na pogotowie i mówę że miałem wypadek i mam
zwichnięty bark, baba w recepcji na to że bark to nic takiego a jak bym miał zwichnięty to bym ręką nie ruszał, zadzwoniła do lekarza i delikatnie przekazała mi żebym s******lał bo bez skierowania to palcem do dupy nie trafię, wypadek zdarzył się około 20 w poniedziałek a pomoc została udzielona we wtorek o 13.15 po wcześniejszej nie przespanej nocy z powodu bólu
teraz siedzę w domu i czekam nie wiem na co za tydziń mam jechać do kontroli, założyli mi taki niby gips z bandaża, stabilizator już zamówiłem na allegro
będę co jakiś czas wpisywał rozpiski odnośnie diety na razie obciąłem wegle ze wszystkich posiłków oprócz śniadania czyli to by było tak:
białko 150
fat 120
carbon 60g
total energy ok 1900 kcal
dodam że moje jedyne zajęcia to:
1 czytam obecnie, Akwarium suworowa
2 przeglądam forum
3 śpię
4 jem
ps sory za literówki piszę jedną łapą i nie chce mi się poprawiać
dzięki za odpowiedzi