Mam 18 lat. Od roczku trochę ćwiczę. Suple: białko, kreatyna, jakieś węgle brałem(carbo)... Czyli praktycznie nic strasznego. Ale odkąd zacząłem ćwiczyć mam problemy z rodzicami. Często słyszę od taty, że szkodzę sobie tylko na zdrowiu. Mama non stop narzeka. Twierdzi, że jestem "napompowany" (A mam dopiero 36 w bicu!!). Dziś usłyszałem: "Pudzianowski będzie miał kilka operacji. Chcesz skończyć jak on?"
Tak samo z dietą. Początkowo było ok, nawet mogłem liczyć na zakupy robione przez rodziców. Teraz wychodzą z założenia, że jak chcę trzymać dietę muszę sam sobie kupywać jedzenie (ryż, ser, pierś, tuńczyk, itp.). Twierdzą, że nie będą przykładali ręki do robienia ze mnie kaleki. Bynajmniej nie chodzi tu o pieniądze, nie pochodzę z biednego domu. Tylko o zasadę. Wg moich rodziców siłownia = zło. Czasami już nie mam sił i argumentów na kolejną dyskusję typu: "Zostaw siłownie". Naprawdę można polec na duchu...
Ciekaw jestem czy Wy również macie takie problemy. Jak przekonać rodziców do siłki? Macie jakies sposoby na zmianę poglądów starszego pokolenia?