...
Premiership. Man Utd 0 - Arsenal 1
Patrząc przed meczem na tabelę Premiership można było się zastanawiać czy nie jest ona dziełem szaleńca lub w najlepszym przypadku pisarza science-fiction. Liderem po 5 kolejkach było Portsmouth, Liverpool znajdował się na 12 miejscu, a Arsenal... tuż nad strefą spadkową. Gdyby ktoś przed rozpoczęciem się sezonu prorokował taki rozwój wypadków zbywalibyśmy go ironicznym uśmiechem lub ostetacyjnym pukaniem się w czoło.
Arsenal miał szansę na zmianę położenia w tabeli i dźwignięcia się o kilka szczebelków wyżej. Równocześnie Czerwone Diabły liczyły na powrót na fotel lidera. 17 września 2006 roku w meczu 5-tej kolejki ligi angielskiej Arsenal na Old Trafford spotkał się z Manchesterem United. Sędzią meczu był pan Graham "Trzy Żółte Kartki" Poll.
Po meczu nie zmieniły się dwie rzeczy. Liderem pozostało Porsmouth, a Manchester pozostał na drugiej pozycji. Arsenal pokonał Czerwone Diabły 1:0!
Arsenal: Lehmann, Eboue, Toure, Djourou, Gallas, Gilberto, Fabregas, Ljungberg, Hleb (69' - Baptista), Rosicky, Adebayor (87' - Flamini)
Rezerwy: Almunia, Hoyte, Flamini, Walcott, Baptista
Manchester United: Kuszczak, Neville, Ferdinand, Brown, Silvestre (24' - Evra), Fletcher, Scholes (78' - Carrick), O'Shea, Ronaldo, Rooney (78' - Solskjear), Saha
Kto nie oglądał tego meczu, niech żałuje. Widowisko przednie i mocno zaskakujące! W skrócie: w 12 minucie mieliśmy rzut karny po faulu Kuszczaka na Adebayorze, polski bramkarz wybronił karnego, do którego podszedł Gilberto Silva. Szkoda! Chwilę później po rzucie rożnym piłkę do bramki miał szansę wcisnąć Gallas, zarbakło milimetrów. W 19 minucie piękną bombą popisał się Rosicky, ale Kuszczak wybronił strzał zbijając piłkę na bok. Arsenal mocno zagęszcza środek i rzadko wyprowadza szybki atak, gra rozważnie i nie bojaźliwie. Dla mnie postacią meczu jest Rosicky, który nie dość, że nie boi się strzelać to jeszcze wyprowadza piękne podania. Świetnie gra Gallas, którego często widać szarżującego na całym lewym skrzydle, mimo to zawsze zdąży wrócić do defensywy. Mimo to, widać lekką nerwowość Arsenalu w grze obronnej, o niebo lepiej prezentuje się środek pola. Jeśli chodzi o ManUtd zdecydowanie najgroźniejszym zawodnikiem jest Ronaldo, który 4-krotnie zagrażał naszej bramce. W 43 minucie znokautował Lehmanna, który przyjął na twarz straszliwy strzał Portugalczyka z 6 metrów.
Druga połowa była o wiele bardziej wyrównana. Często gra koncentrowała się w środku pola. W 60 minucie bardzo groźnym strzałem głową popisał się Saha, piłka o centymetry minęła bramkę Lehmanna. W 80 minucie Baptista przejął piłkę po bardzo złym zagraniu O'Shea i pognął z nią do przodu. Mając przed sobą 2 obrońców udało mu się wykonać niesłychanie silny i minimalnie nieprecyzyjny strzał. Najpiękniejsza dla wszystkich kibiców Kanonierów była akcja z 85 minuty. Piłkę ze swojej połowy wyprowadzał Ronaldo, na jego nieszczęście na jego drodze stanął Fabregas i wyłuskał piłkę spod nóg Portugalczyka. Potem podprowadził ją kilkanaście metrów i pięknie zagrał do wchodzącego w pole karne Adebayora. Ten szturchnął futbolówkę szpicem buta i wpakował ją do bramki Kuszczaka! Co to była za radość! Radość, która zdekoncentrowała na chwilę Kanonierów, gdyż dosłownie minutę później MU miało idealną szansę na wyrównanie. Z prawej strony pola karnego sprytnie uderzył Solskjear. Piłka minęła interweniujących obrońców Arsenalu i pewnie zmierzała w prawy róg bramki. Tylko sobie znanym sposobem Lehmann czubkami palców posłał piłkę za linię końcową... Do końca meczu wynik się nie zmienił! Arsenal odniósł pierwsze ligowe zwycięstwo i to na Old Trafford!
Czy może być coś piękniejszego?!
Bramki:
85' - Adebayor (asysta Fabregasa)
Kartki:
5' - Lehmann
9' - Toure
60' - Brown
77' - Scholes