Ciut chyba szersza w pasie, bo mam wrazenie, ze cos mi lata z przodu. Ale jedzenie w miejscu, w ktorym bylismy bylo tak smaczne, ze bylo rege, reset i co tam jeszcze do szescianu przynajmniej. Makra rozjechane do kwadratu, ale kto by sie przejmowal - np. wczoraj na obiadokolacje zjadlam chyba z 10 plackow ziemniaczanych ze smietana, makaron ze szpinakiem i kurczakiem itp. Mialo sie skad wziac to co przyjechalo ze mna do domu (nie jadlam kompulsywnie, ale po prostu zarlam, bo mi tak smakowalo)
Ale nic to - raz sie wypalilo, to i drugi raz sie wypali (a brzuch, gdy leze bokiem na lozku, to jeszcze na materacu nie lezy ).
Zwaze sie jutro, moze i zmierze, bo po podrozy i 4 wielkich sliwkach to nie ma sensu
Fotek jak zwykle mam niewiele, nie chce mi sie nosic aparatu, wiec robie komorka. Gdy zrzucilam, to okazalo sie, ze mam glownie dziecko na hamaku, dziecko na koniu i troche psow Stad tylko 2 zdjecia - moje nastarsze 10-letnie i kawalek mojego buta na hamaku oraz moje najmlodsze 3,5-letnie na jednej z figur, ktore "wykonywala". Tak wciaz mi chodzi po glowie, kiedy bedzie na tyle duza, ze wroce w siodlo, a ona bedzie jezdzic obok - w kazdym badz razie juz delikatnie nad tym pracujemy.