Dipsy robię na łóżku piętrowym. Prawa ręka idzie do tyłu, lewa na bok. Jest trudniej. Poza tym ciągle się obijam się o szczebelki, które są przede mną i szafę, która jest za mną. Zrobiłem 50, w trzech ostatnich seriach szły już po cztery powtórzenia. Stwierdziłem, że nie ma co kopać się z trupem i pozostałe 50 to były odwrotne pompki w 4 seriach. Weszło akurat, w ostatniej serii ostatnie powtórzenie ciężko. Czyli OK.
Tuż po zrobieniu przypomniałem sobie, że we wtorek mam 3 sprawdziany ( ) w tym z matmy, więc w poniedziałek nie pójdę na siłownię. Postanowiłem więc zrobić też brzuch. Kiepsko mi się robiło, całkiem oklapłem z sił. Jak kończyłem myślałem sobie, że tabaty już nie zrobię - napiszę w dzienniku, że dzisiaj zrobiłem pierwsze cardio od ponad pół roku więc potrzebuję regeneracji, zmęczonymi nogami dużo nie zdziałam więc wyjdzie kiepsko, tabatę zrobię w poniedziałek to sobie jeszcze poprawię wrażliwość insulinową przed jednym z węglowodanowych posiłków. Tak już miałem wstawać i pisać, aż przeszło mi przez głowę - jak ty zamierzasz zrobić formę, jak przez tydzień żarłeś pizzę, a teraz nie chce ci się treningu zrobić? Autentycznie uderzyłem się z liścia i po prostu j***ąłem tę tabatę ile miałem sił.
Ot krótka historia walki z leniwą naturą. Zaraz idę szamać potreningowy.
"Nie głaskało mnie życie po głowie
Nie pijałem ptasiego mleka
No, i dobrze! No - i na zdrowie!
Tak wyrasta się na człowieka!"
DZIENNIK http://www.sfd.pl/DT__Chudzi_moga_iśc_na_ryby__by_pilkaPN-t1006905.html