Mam 34 lata, jako nastolatka zbyt mocno się zaokrągliłam i zaczęłam się odchudzać. Głupimi, typowymi dla nastolatek sposobami. Az do okresu studiów okresy NIC-NIE-JEDZENIE przeplatały się z okresami niekontrolowanego jedzenia, niestety...
Na studiach udało mi się schudnąć i wiele lat utrzymywałam szczupłą, a nawet zbyt szczupłą sylwetkę. Nawet w okresie kolejnych ciąż i po nie zawaliłam sprawy. Nauczyłam się aktywności, walki z własnym lenistwem i wyrobiłam dobre nawyki.
Problemy zaczęły się w momencie kryzysów małżeńskich 2 lata temu, podczas których zaczęłam zajadać stresy. No i znów okresy obżarstwa byle czego zaczęły się przeplatać z głodzeniem się lub dietami z gazet. Wpędziłam się w pułapkę diet poniżej 1000 kcal, a w momencie jakiejś szarpaniny, odreagowuję atakami na lodówkę. Z tego co widzę na forum, dziewczyny rozkręcają metabolizm na dużej ilości kcal oraz BTW. Nie wiem jak wyjść z tego błędnego koła. Jeśli uważacie, że da się coś zrobić w moim wypadku, to proszę o podpowiedzi.
Z góry dziękuję za uwagę.