Zamiast inverted rows zrobiłam
podciąganie podchwytem z pomocą mojego mężczyzny (3 powtórzenia w serii, bo więcej nie byłam w stanie, p - podciąganie, o - opuszczanie). Prawie mi się raz samej udało
szkoda, że wcześniej nie zaczęłam próbować. Zmęczyło mnie to i reszta treningu poszła dość kiepsko. Wyciskanie robiłam pierwsze, ale też bez postępu niestety.
Nie mogę uwierzyć, że mi to zajęło więcej czasu niż ostatnio. A tak dobrze szło. Obciążenie niewiele mniejsze, ale thursters na pewno lepiej zrobione (nisko).
Miałam zrobić GPP, ale nie zdążyłam. Cały dzień byłam na zakupach przed weselem. Spłukałam się totalnie, ale wróciłam szczęśliwa
Potem były dwa dni wesela... Przyjęłam strategię bezwęglowodanową, co nie do końca wyszło. Pierwszy raz widziałam czekoladową fontannę na żywo... Nie oparłam się pokusie
No i winka też poszło więcej niż dozwolony kieliszek.
Zrobiłam pierwsze maxy, bo planuję odwadnianie na wczasach nad morzem
czyli po plaży będę chodzić na pąpie, bo to chyba tak się dzieje nie?
Z wyciskania nie jestem zadowolona, mały postęp przez 3 miechy (z 31kg na początku). No ale więcej nie było szans pocisnąć.
W MC czuję, że dałabym radę to 70kg, ale jakoś psycha wysiada
za szybko się poddaje i boję się, że się zgarbię w którymś momencie. Za drugim razem udało się podnieść parę mm;) Teraz dopiero zobaczyłam, że to wychodzi też tylko 5 kg do przodu... oj słabo
poprawiłabym to tylko nie wiem kiedy.
Dziś spróbuję się podciągnąć, liczę że się uda
W czwartek przysiad i żołnierskie, a w piątek obwody. W sobotę jadę nad to morze i od niedzieli się odwadniam, bo w piątek już muszę wracać pociągiem. Sama z bagażem i szklanka wody co pół godziny - byłoby nieciekawie
Znalazłam już siłkę w Kołobrzegu, mam nadzieję, że mają wystarczający sprzęt na potrzeby tego strasznego treningu
Może w niedzielę rano ten MC.