Kiedyś mnie to, że mi w zęby patrzą strasznie denerwowało, teraz tylko mnie bawi. Bo i większość ludzi patrzy z zazdrością
Niedawno usłyszałam od koleżanki, że mąż przeze mnie zbankrutuje skoro tyle żarcia w siebie pcham. Na szczęście On się nie skarży, a raczej cieszy, bo wiadomo, że jak dla siebie robię tyle żarcia to i jemu porcji nie będę ograniczać. Dobija mnie tylko jak słyszę, że mam super geny, że tak mogę jeść, a oni biedni mają złe i tyją nawet jak nie jedzą. Jakoś do nikogo nie trafia argument, że ja kiedyś tyłam na 1000 kcal... Zmutowałam najwyraźniej
Z panicznym lękiem przed tłuszczem wśród znajomych przestałam walczyć. Nie da się wszystkich zbawić. Dziewczyny jedzą super hiper odtłuszczone jogurciki (oczywiście jako główne źródło białka), do tego walą tone miodu, bo przecież "miód to nie cukier i jest zdrowy", popijają to słodzonym soczkiem, bo "nie ma tłuszczu przecież" i zagryzają ciachem, bo "przecież raz kiedyś coś słodkiego trzeba".Do tego koniecznie
płatki fitness, bo przecież jak fitness to odchudzające. No i biedne maja napady obżarstwa, bo nie wytrzymały.
Wśród moich znajomych panuje ostatnio dziwna moda na niejedzenie normalnych posiłków tylko taki pojadanie: tu serek, tu jogurcik, tu paróweczka, cukiereczek, ciasteczko, kawałek pizzy. To tym bardziej utwierdza w nich przekonanie, że przecież nic nie jedzą a schudnąć nie mogą.