Jestem (w końcu
) z powrotem po olbrzymim wyzwaniu, jakim była dla mojego organizmu 3 dniowa podróż służbowa. Pi razy oko napiszę co z żarciem i treningiem (bez treningu) - bez podawania wartości, bo skazana byłam w dużej mierze na to co oferowały lokalne sklepy i co można było zjeść na zimno w pokoju hotelowym lub hotelowa trestauracja.
12.04.2011 DNT -(w podróży od 11 do 23 z dwiema przesiadkami)
- rano owsianka jak zwykle z
odżywką białkową i orzechami
- w podróży - 8 ciasteczek wykonanych z płatków owsianych, śliwek suszonych, 4 białek, pestek słonecznika i odżywki białkowej
- "kanapki" z cheba razowego + pasta domowa z awokado i rzodkiewkami + kilkanaście rzodkiewek luzem
- orzechy nerkowca paczka 100g
- w hotelu - to co zostało - resztka orzechów i odżywka białkowa
+ woda mineralna
Tego dnia, jak dotarłam na miejsce, zamknięta już była hotelowa restauracja i pobliskie sklepy.
13.04.2011 - od 8.15 do 18.30 w pracy u klienta, gdzie poczęstowali mnie ciastkami, 1 kawą i 1 herbatą- cały dzień zapier***ania bez chwili przerwy
- rano- najlepsza opcja wybrana z hotelowego menu - jajecznica (na moje oko gdzieś z 3 jajek na maśle) + pomidory i ogórki (chleb był tylko tostowy, płatki tylko kukurydziane, różne twarogi i sery, parówki i słodkie jogurty - wydaje mi się, że wybrałam najlepszą opcję)
- do 18. 30 - nie miałam już swojego jedzenia, jak wychodziłam do pracy sklepy w okolicach były zamknięte - nie mogłam nic kupić - głód uzasadnił wciągnięcie 1 delicji i 1 ciastka holenderskiego
- w hotelu do 22.30 - sałatka z łososiem - łosoś z grila + sałata
- pstrąg wędzony 160g
- 8 kromek pieczywa chrupkiego (mąka razowa, owies, sól woda)
- 2 jabłka,
- 2 gruszki,
- 5 śliwek,
- 100g pistacji.
trening - " Miękkie nogi" czas: 18:57
14.04.2011 - DNT - podróż powrotna (10h) i w domu - (miałam straszną chcicę na warzywa i owoce po tej dramatycznej diecie
)
- 5 kromek pieczywa chrupkiego j.w.
- 5 jabłek
- 1 pomarańcza
- odżywka białkowa
- 6 plasterków sera żółtego
- 100 g krewetek świeżych
- 200 g miecznika
- 8 paluszków krabowych surimi
Ogólnie - podróż rozwaliła mój żołądek - przyzwyczaiłam się do regularnego jedzenia - i tak wybierałam mniejsze zło, ale brzuch boli do dziś. Dodatkowo (ze względu na opóżnienia środków transportu) - większość czasu dnia w pozycji siedzącej. Dramat.
Ogólnie jestem zmęczona. Znięchęcona do dalszej walki - ponad 4 tygodnie, gdzie zapierd*** na siłowni, zmieniłam dietę, podwyższyłam kaloryczność i wywaliłam wszekie śmieci - NIC się nie dzieje. Wyglądam jak na początku (5 tygodni temu), obwody stoją w miejscu, cellulit obecny. Albo coś źle robię (choć jakikolwiek efekt powinien być, bo ostatnie 5 tygodni to szok dla organizmu - zmiany we wszystkim) albo jestem wyjątkowo odporna na wszelkie zmiany - generalnie - widząc brak jakichkolwiek zmian, po początkowej chęci walki przyszła chwila na całkowite zniechęcenie, obojętność, brak entuzjazmu do czynienia czegokolwiek. Będę oczywiście kontynuować, ale bez przekonania, że to coś zmieni - czyli z nastawieniem, że to co robię i tak jest bez sensu.
Koniec elaboratu na dziś. Miłego dnia wszystkim.