Łojej, jak się wypowiedzi nazbierało :) Już pędzę z odpowiedzią!
Aga, zgadza się, kiedyś takich marzeń/celów nie miałem, choć przyznam się, że słowo maraton już gościło w mojej głowie. Miałem wiele prób z dietą i właśnie ta chęć biegania już nie raz dawała mi siłę, ale gdzieś to we mnie umarło, wraz ze skuleniem ogona po nieudanym zrywie. Przeglądając jednak wątki Marcina, to wraca, z dwukrotną siłą... Co ja mówię, z dziesięciokrotną :)
MaGor, hehe, no nieźle :) Doskonale rozumiem, to musi być radość :) Chociaż powiem Ci, że u mnie jest dość skomplikowanie pod tym względem, bo ja tak naprawdę potrafię biegać. 100 metrów jestem w stanie zrobić myślę. Zesapałbym się na bank, ale siłowo nie ma problemu, do zrobienia. Jak chodzę, nie czuje się aż tak ciężki, często wręcz przeciwnie, jak jeszcze dobra muza leci w słuchawkach, to mam ochotę dosłownie polecieć jak odrzutowiec :) Strasznie natomiast odczuwam górki. Wszelkie nierówności terenu są dla mnie strasznie niewygodne. Zabawne jest czasem jak idę z dziewczyną na spacer, albo bratem, czy inną "normalną" osobą i mówię coś w stylu "znowu górka...", a oni tak się dziwią, bo nierówność jest dosłownie minimalna. Podobnie jest z kamieniami, nierówną kostką, czy wybojami, nienawidzę... W domu chodzę w klapkach z grubszą podeszwą, miękką, na dwór zakładam adidasy również z grubszym spodem, szczególnie lubię ten air system. To dla mnie ważne, bo przy takiej wadze stopy bardzo cierpią. Dlatego właśnie nie znoszę chodzić na boso, po prostu to mnie boli, no może nie od razu, ale po chwili, po zrobieniu krótkiego dystansu na gładkiej powierzchni odczuwam dyskomfort i mam ochotę usiąść. O nierównościach nawet się nie wypowiadam, bo bym się chyba zapłakał na bosaka :)
...a jeszcze odnośnie tego szybkiego męczenia, MaGor, w sumie był okres w moim życiu, że było już strasznie ciężko. Zero ruchu, waga mniej więcej w "szczytowej formie" i wyjście do sklepu było problemem. Bolała lędźwia po kilkuset metrach, nogi strasznie dawały o sobie znać i gdzieś czułem się taki słaby, jakbym miał stracić przytomność niedługo. Serducho chyba nie wyrabiało. Pamiętam jak byłem u kardiologa, spytał mnie ile jestem w stanie przejść bez zadyszki. Nie pamiętam co mu odpowiedziałem, ale nie był to długi dystans i na pewno nie przekraczał 100m. To nawet nie tyle waga mnie niszczyła, co totalny brak kondycji, ciągłe przesiadywanie w domu, przed komputerem, zero ruchu... Jakieś 6 lat temu miałem dość ciekawą próbę diety, zrzuciłem wtedy z 30kg, codziennie robiłem dystans 1km i jakoś to szło. Po 2 latach, przy kolejnym zrywie, chciałem wrócić do tej trasy, ale po drodze musiałem już odpoczywać kilka razy, w szczególności lędźwia nie wytrzymywała. Musiałem usiąść, ból był straszny. Masakra, Miałem wtedy z 20 lat , przykre.
Marcin, fajnie to napisałeś, w 100% się zgadzam. Zdaje sobie sprawę, że samo osiągnięcie celu to kwestia czasu, ale utrzymanie go, to już inna bajka. Obecnie uczę się czerpać przyjemność z dążenia do celu, bo to jest właśnie cała radość. Wszystko przede mną, czas zdobyć szczyty swojej słabości. Jak to mówiłeś, żelazo hartuje się ogniem. Nic dodać, nic ująć ;)
BlacCat, w sumie dobre pytanie zadałeś. Ogólnie sprawa ma się tak, że czuje po sobie siłę w dolnych partiach, ale strasznie też kuleje moja góra. Mam stosunkowo słabsze ramiona względem reszty ciała. Może nie odbiegałem siłowo od moich rówieśników, zawsze też byłem osiłkiem klasowym, ale już za czasów nastolatka czułem, że mogłoby być lepiej. Słabo wypadałem na przykład w rzutach
piłką palantową, albo w siłowaniu na rękę. Za najsłabszą część ciała do dziś uważam u siebie biceps/przedramię, czasem mam problem ze słoikiem, chociaż rzadko
W ogóle mam miękkie dłonie jak bobasek i krótkie palce, co też znacznie osłabia mój ścisk. Z moją wagą nigdy nie nadawałem się do pracy fizycznej, rodzicie też mnie nie gonili, byli dość wyrozumiali. Dłonie pianisty się śmieje, bo w sumie gram trochę. Jakiś czas temu bawiłem się ściskaczem heavy grip i uścisk znacznie się poprawił po paru miesiącach dlatego nie jest już tak skrajnie źle, no ale zawsze może być lepiej ;) Stosunek klaty i pleców, myślę, że te drugie stoją lepiej. Nie mierzyłem swoich maxów, ale dla przykładu na serię przy ~15 powtórzeniach na ławce prostej podnoszę 50kg, a żołnierskie 40kg, więc koksem na pewno nie jestem ;) Za to jeśli o nogi chodzi, to przysiadów na przykład zrobię spokojnie 30 siłowo, ale nie wydołam oddechowo. Przy 20 jestem już tak wypompowany, że aż mi się robi słabo, tutaj mam strasznie lichą kondycje i to moja zmora, dobijam się tym ćwiczeniem na koniec i jak wracam do domu, to aż się trzęse.
Teorię mam taką, że mój organizm na przestrzeni lat musiał faworyzować niektóre partie, aby były w stanie mnie unieść, przez co ucierpiały na tym inne, zaniedbane też w gruncie rzeczy. Może się myle i to genetyka, nie mam pojęcia
Zmieniony przez - Ciężki91 w dniu 2016-02-03 02:57:32