Wiecie co, wczoraj to myślałam, że świat na węglowodanach stoi, a dzisiaj mi trudno uzbierać te 400
Rano kupilam sobie świeże bułki, jedna zjadłam i miałam dość. Na wczesny obiad ugotowałam młode ziemniaczki z koperkiem i masełkiem, kotlecik z mielonego mięsa indyka, na sałatę zerknęłam z pogardą, za to rzuciłam sie na koktajl truskawkowy. Teraz zjadłam drugą bułkę i koktajl, mam w planie kawę mrożona i wieczorem wino, jeszcze co najmniej jedną czy dwie bułki z wędlina i serem i czuję sie usatysfakcjonowana, że jem to, co było mi zabronione. Ale zaczyna szarpać mnie cichy zal, bo wyglada, że w 300g się zmieszczę, mam tu w zapasie jeszcze 100, a nie wykorzystam tego najwyraźniej. AAA, mam jakies herbatniki gdzieś
Widzę, że za tydzień powinnam doładować makaron z pseudomeksykańskim żarciem, tez uwielbiam, lub ryż z sosikiem słodko-kwasnym zagęszczonym mąką ziemniaczaną...
A ja się martwiłam, ze nie poszaleję sobie w ramach tych 400g