Kilka miesięcy temu, a dokładniej 3,5 przeszłam zmianę w żywieniu dzięki waszemu forum i... zaczęły się problemy. Jadam 1700-1800 kcal. W tym 130g węgli, 120 białka i reszta to tłuszcze, wszystko cacy + ćwiczenia na siłowni. Waga spada, centymetry spadają, niby wszystko super, ale...
1. Najpierw czysto fizyczne sprawy. Co z biustem? Pomimo mojego wieku (20+) zawsze był oklapły, teraz wygląda już w ogóle tragicznie, co strasznie mnie dołuje, bo reszta ciała nabiera ładnych kształtów, a on wygląda gorzej niż te kilka miesięcy temu. Taka natura? Czy może jednak da się z nim coś zrobić?
2. Reszta spraw. Pomimo, że jadam teraz 5-6 posiłków dziennie i nigdy nie chodzę głodna to czuję się źle. Ćwiczenia nie sprawiają mi żadnej frajdy, poza tym wpadłam w manię liczenia, ustalania jadłospisu na cały tydzień, łażenia i kupowania, przygotowywania. No i pilnuję godzin, chodzę z zegarkiem, zerkam co 10 minut czy już czy jeszcze nie. Nic innego już się nie liczy, a brak wsparcia rodziców i podkładanie kłód pod nogi dodatkowo mnie dołuje. Poza tym od kiedy zdrowo jem to w ogóle nigdzie spontanicznie nie wychodzę. Wkurzają się znajomi, wkurza się chłopak, bo: chipsy złe, paluszki złe, ciastka złe, ciasta domowe też złe, lody złe, napoje gazowane złe, sosy z torebki złe, zwykła margaryna zła. Kiedyś mój chłopak lubił dla mnie gotować, teraz ciągle sprzeczamy się o jedzenie, znajomi przestali zapraszać mnie na jakiekolwiek imprezy, bo i tak nic nie jadam i nic nie pijam poza wodą mineralną.
Abstrah**ąc już od znajomych i rodziny to tak jak mówiłam nie cieszą mnie ćwiczenia, wykonuje je, bo muszę, jem tak jak należy, bo muszę. Myślałam, że z każdym dniem będzie lepiej, że poczuję się świeża, czysta (od gów***nego żarcia) i będę mieć pełno energii. Myślałam, że sport uwolni mnóstwo endorfin, że nowe ciało będzie mnie cieszyć... niestety nie cieszy. Na początku sobie myślałam: Okay Anka minął miesiąc, spokojnie, organizm potrzebuje czasu, ale... minęło już 3,5 miesiąca, a ja czuję się co raz bardziej zmęczona, osowiała i zrezygnowana. Porobiłam nawet badania, bo myślałam, że może to coś w środku, ale nie... badania bardzo dobre, lepsze niż rok temu.
3. Owoce. Naprawdę nie mogę przekroczyć 25g fruktozy? Co w takim razie jeść? Dobrze, latem jest masa owoców, ale teraz? Męczy mnie to, bo owoce to jedyne, co mnie w tym całym jadłospisie cieszy, ale co z tego jak zjem banana i na tym koniec, bo inaczej przekroczę 25g.
Gdzieś tu kiedyś u kogoś na tym forum przeczytałam, że on nie zwraca tak uwagi na jedzenie, bo je aby przeżyć. Smutne to. Nie mówię, że jedzenie ma być pocieszycielem, ale do końca życia jeść byle co, nawet jak nie smakuje byle miało odpowiednie wartości i ilość kcal to katorga, przynajmniej dla mnie.
Nie wiem już, co zrobić. Co raz bardziej chciałabym to rzucić, bo i te ćwiczenia 5-6 razy w tygodniu dobijają mnie. Tylko praca, dom, siłownia, praca, dom, siłownia i kuchnia pomiędzy tymi miejscami.
Zmieniony przez - AnnaN w dniu 2013-03-17 14:41:19