Tej zimy zakochalam sie w lyzwiarstwie figurowym. Ba, zachlysnelam sie tym sportem. Chodzilam na lodowisko tak czesto jak moglam (chociaz nie byla to zawrotna czestotliwosc, bo to dosyc drogie eskapady, no i w zasadzie moje kolano nie bylo gotowe na taki wysilek po operacji sklejania ACL). Nawet kupilam sobie rolki do lyzwiarstwa figurowego .
No ale..pozostaje nadal silka: lubie sobie podzwigac, spompowac sie..., cyknac selfie na koniec...wiecie o co mi chodzi.
Problem polega na tym, ze lyzwiarstwo nie lubi takiego towarzystwa, woli balety, jogi i plyometrie.
Tak wiec czesc moich treningow przypomina bardziej sesje crossfitu. Staram sie pracowac na eksplozywnoscia, rownowadze, koordynacji i elastycznosci. na sile tez oczywiscie, szczegolnie w WL.
Zmienila sie jeszcze jedna rzecz...jest mnie...10-15 kg wiecej. Nawet nie wiem kiedy to sie stalo, no ale sie stalo. Nie moge tego zrzucic, bo ekhm...wplatalam sie w nienormalne relacje z jedzeniem i nad nimi pracuje.
Zalozylam dziennik zeby moc monitorowac co tam mlodze w moim sportowym zyciu, no i zeby ktos mnie ogarnal jak sie zapedze
Od przyszlego tygodnia czeka mnie rewolucja bo W KONCU IDE DO PRACY....tylko musze dymac prawie godzine....no ale, praca to praca. Tak wiec bede miala mniej czasu na treningi. Chcialabym je ogarnac rano, przed praca, zeby wieczorem moc isc na rolki czy zakupy...bo w tym chorym kraju sklepy zamykaja sie o 19:00.
Srednio mi sie to usmiecha, bo bede musiala trenowac na czczo i przeglodzic sie do 9 rano. Nie wiem jak to zrobie, ale licze na to, ze nie bedzie az tak bolec. Dlatego przez 2 tygodnie bede improwizowac i testowac plany, ale pewnie w jednym treningu bede chciala przecwiczyc kazdy element sprawnosci fizycznej, ktora jest dla mnie wazna (w tej kolejnosci): progres silowy w wielostawowym cwiczeniu, jedno cwiczenia akcesoryjne do niego, jakas obwodowke na ok 20-30 min z przynajmniej dwoma cwiczeniami unilateralnymi i prosta plyometria, core, trudniejsza plyometria pod skoki, stretching i ciaaaoo... chociaz watpie, zebym sie w ok.1,5 godziny z tym wyrobila, bo rano pewnie wiecej nie bede miec.
Co do bardziej problematycznego tematu, czyli mojej diety, to chyba dojrzalam do wniosku, ze zabawa w liczenie kalorii nie jest jeszcze dla mnie, ALE to nie oznacza niekontrolowania. Przez jakis czas, bede starac sie fotografowac posilki. Na razie chce skupic sie na podjadaniu i piciu odpowiedniej ilosci wody.
No, to dzis malo konkretnie, ale i tak wyszla mi powiesc autobiograficzna i nie chce jej przedluzac
Niema nic gorszego niż bycie więźniem własnej głowy, pędzić za ideałem którego nie istnieje kosztem wszystkiego: zdrowia, relacji przyjacielskich/rodzinnych, kosztem bezcennych minut życia, które nigdy nie wrócą..
aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/Kebula_w_remoncie_part_2-t1142515.html