No tak, Marcienecki się pojawił, to moja waga dzisiaj pokazała kilogram więcej.
Cholera, nie mogę ruszyć poza tę granicę, przez miesiąc schudłam 2 kg i stoję w miejscu
A jeszcze w kwietniu żarłam co najmniej dwa razy tyle, co teraz i piłam piwko lub dwa, albo jakieś drineczki w większych ilościach i tez waga stała w miejscu. To po co się katować?
Wiem, wiem, gdybym w tej chwili zaczęła jeść tak jak przed odchudzaniem, to bym momentalnie przytyła, efektowi jo-jo mówimy stanowcze nie!
Muszę tylko dokładnie przyjrzeć się temu, co teraz jadłam, ilościom i jakościom dzień po dniu, mam pozapisywane, dopasowałam sobie te tabelki dziennika posiłków. (Rozumiecie, tak dopasowałam, że jak wpisuję piwo, to on mi podlicza nie 5 ww, a 1 ww/100g
). Wieczorem zrobię sobie zestawienie jakieś, to będziecie mogli wychwycić moje błędy.
Ale najpierw skończę wojnę z tą cholerną podłogą. Tydzień mi to zajmie w sumie, ale w dwóch pokojach zrobione będzie
A w następny czwartek, jak syn pojedzie na olimpiadę młodziezową i zostawi naprawione dojście netu do swojego komputera polakieruje kawałek tutaj, u siebie. Ale juz bez cyklonowania, tylko przeszlifuję celem zmatowienia
Agentówna, jakbyś tu nie pisała, to dopiero bym się załamała, człowieka by mi brakowało. Byś w ogóle napisała coś więcej o sobie, albo dała linka do tematu, bo najpierw myślałam, że jesteś nastoletnia koza, która ma o 0,5 cm za dużo obwodu w pasie
Bigus też podtrzymuje mnie na duchu, nawet Marcinecki nieraz sobie o mnie przypomni.