Niema nic gorszego niż bycie więźniem własnej głowy, pędzić za ideałem którego nie istnieje kosztem wszystkiego: zdrowia, relacji przyjacielskich/rodzinnych, kosztem bezcennych minut życia, które nigdy nie wrócą..
aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/Kebula_w_remoncie_part_2-t1142515.html
BEZ BÓLU NIE MA EFEKTÓW !!!
Uf...wyglada na to, ze juz ogarnelam moja rutyne.
Odpuscilam sobie dziennikowanie na jakis czas, bo moja aktywnosc skupiala sie glownie na lodowisku i przywroceniu naturalnego uczucia glodu i sytosci.
Z racji tego, ze lodowiska sa raczej dostosowane do godzin szkolnych, a od lutego pracuje wiecej, musialam ograniczyc treningi na lodzie do 1-2 tygodniowo...no dobra, 3, ale rzadko, bo bym zbankrutowala. W przyszlym sezonie jakos madrzej podejde do tematu karnetow...no ale to w przyszlym sezonie.
To dziwne, ale byly tygodnie, gdzie nie udalo mi sie dotrzec na silownie, chociaz sie staram raz w tygodniu zawitac wsrod hantelkow. W takiej sytuacji staram sie wybierac cwiczenia wielostawowe i co by nie spedzac 3 godziny na silce, trenuje systemem obwodowych, albo superserii gora/dol. Kazda minuta sie liczy, bo staram sie wyrobic ze wszystkim w 1,5 godzinie (mam tu na mysli rowniez ubieranie sie, rozgrzewke i prysznic).
Probuje sie zaprzyjaznic ze skakanka i plankami. Rozciagam sie prawie codziennie, ale raczej w domu, przy serialu. Wiecie, na lozku latwiej zrobic szpagat, wiec oszukuje sama siebie, ze mi wychodzi, a to mnie motywuje. nawet jezeli to nie do konca prawda, no ale kazda motywacja jest dobra .
Treningowo jestem troche w kropce, bo do konca sezonu zostal tylko miesiac, wiec nadal plan bedzie....bez planu. Jedynym stalym dniem jest poniedzialek na lyzwy. Chcialam jakos to usystematyzowac, ale ciagle cos mi staje na drodze.
dietetycznie, stwierdzilam, ze jestem gotowa na powrot do liczenia makro. Na razie tylko licze...i wiem, czemu juz nie chudne. Ciezko chudnac jak sie pochlania ~2500 kcal... z czego ok. 500 z podjadania ciasteczek . No ale te ciasteczka ogarne.
No i zeby nie bylo, filmik instruktazowy jak nie robic piruetu
Zmieniony przez - kebula w dniu 05/03/2020 13:28:25
Niema nic gorszego niż bycie więźniem własnej głowy, pędzić za ideałem którego nie istnieje kosztem wszystkiego: zdrowia, relacji przyjacielskich/rodzinnych, kosztem bezcennych minut życia, które nigdy nie wrócą..
aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/Kebula_w_remoncie_part_2-t1142515.html
BEZ BÓLU NIE MA EFEKTÓW !!!
Daj fote z tego szpagatu - motywacji mi potrzeba...
Mój blog o treningu i diecie: http://silawilczegoapetytu.pl/
Aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/Paula_pociążowa_redukcja-t1159434.html
Dziennik konkursowy: http://www.sfd.pl/Paula_NOWE_CIAŁO_W_BUDOWIE-t1103547.html
Za bardzo skracam polkole przed wejsciem w rotacje, stad marnuje duzo energii na centralizacje piruetu i w efekcie wychodzi wolny. No ale tez nie mam do tego specjalnie talentu.
Night, ciasteczka sa wlasnej roboty. Mamy w biurze jakiegos cukiernika-amatora. Robi tez dobry chleb.
Paula, no...czy ja wiem...ja jestem z tych wiecznie glodnych
Niema nic gorszego niż bycie więźniem własnej głowy, pędzić za ideałem którego nie istnieje kosztem wszystkiego: zdrowia, relacji przyjacielskich/rodzinnych, kosztem bezcennych minut życia, które nigdy nie wrócą..
aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/Kebula_w_remoncie_part_2-t1142515.html
BEZ BÓLU NIE MA EFEKTÓW !!!
niby tak, ale w ten sposob bezmyslnie wpada mi ok. 500 kcal. Bez sensu...teraz juz tez wiem czemu pieczywo nie jest zalecane dla osob "dietkujacych". dziabniesz bulke i bye bye 200-300 kcal. Takze sie nie oplaca.
Wczoraj dotarlam na silownie, ale jak mowie, poki co, to improwizuje, bo nie mam jeszcze pomyslu na staly trening. Chcialabym za duzo rzeczy na raz i ciezko ustalic mi priorytety. Wiedzialam tylko tyle, ze chce skupic sie na dolnych partiach, bo gorne styralam na poprzednim treningu...niespecjalnie mi to wyszlo...
1. power clean & jerk AMRAP 60 sek.
30 kg...ale to za duzo jak na moja sredniawa technike. problem w tym, ze nie mam lzejszej sztangi. mialam zrobic wiecej serii, ale przerwalam po tym, jak przywalilam sztanga w szczeke z obawy o swoje zeby.
Pomiedzy seriami bawilam sie plankami. Na poczatku chcialam HT na jednej nodze, ale to byl zupelnie bezsensowny pomysl.
2. DL klasyk AMRAP 60 sek, 55kg
ok, ale ciezar smieszny. Najgorsze jest to, ze mnie niezle styral.
pomiedzy seriami rozciagalam klate.
3. kilka prob muscle upa...na smithie... przeplatane kilkoma bulgarami.
4. uginanie nog/przysiad sumo z kettlem (20kg)
5. planki przez 10 min.
niezly misz-masz
kalorycznie dobilam do 2400, w tym ok. 400 przezarte na glupoty.
Niema nic gorszego niż bycie więźniem własnej głowy, pędzić za ideałem którego nie istnieje kosztem wszystkiego: zdrowia, relacji przyjacielskich/rodzinnych, kosztem bezcennych minut życia, które nigdy nie wrócą..
aktualny dziennik: http://www.sfd.pl/Kebula_w_remoncie_part_2-t1142515.html
BEZ BÓLU NIE MA EFEKTÓW !!!
Dalej masa? :)
- 1
- 2
- ...
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- 11
- 12
- 13
- 14
- 15
- 16
- 17
- 18
- 19
- 20
- 21
- 22
- 23
- 24
- 25
- 26
- 27
- 28
- 29
- 30
- 31
- 32
- 33
- 34
- 35
- 36
- 37
- 38
- 39
- 40
- 41
- 42
- 43
- 44
- 45
- 46
- 47
- 48
- ...
- 49