Nene87
to działaj, bo Cie życie ominie ...
ja mam 163cm i ważę 60kg, myślisz, że jestem za gruba?
Niee, zdecydowanie nie - ja w najbardziej rozbestwionym momencie życia, w okolicy matury, gdy nie było czasu na sport, ale już na chodzenie na pizzę co najmniej raz w tygodniu (tak, co najmniej), czipsiki wieczorami i litry coli już czas był, ważyłam 67kg przy 160cm. To było moje maksimum życiowe, przy bardzo-bardzo kalorycznej diecie i prawie zerowym ruchu, więc mój organizm i tak jako tako dawał radę z taką ilością kalorii.
Ja najlepiej się czułam przy wadze 50-55kg i do takiej będę dążyć. Paraliżuje mnie przed tym tylko strach, że jak rozpędzę się z tym tyciem, to już tego nie zatrzymam, rozumiecie? Że nagle z dnia na dzień będę ważyć 70kg i znowu będę musiała katować się na siłce 6 razy w tygodniu i zapomnieć o czekoladzie... Te moje marne kilogramy dają mi teraz taki luz psychiczny na zasadzie "wolno mi to zjeść, bo i tak mam niedowagę". No i faktycznie, raz na miesiąc zjem jakieś kupne ciasto, czy coś - no WOW. Widzę i czuję absurd tego.
PaatikKamilka, przed chwilą skończyłam jeść lunch. Zjadłam serek typu Brie z owcy - 150 g - łącznie 40,5g tłuszczu. Plus własną bułeczkę owsianą, mniam:) Plus warzywa i jabłko. Dziennie mam ok. 2000 kcal. I co? Gruba nie jestem:) Na tak małe kroki to Ty nie masz czasu. Przyspiesz.
Zmieniony przez - Paatik w dniu 2018-12-05 12:55:08
No właśnie tu jest chyba problem, wiecie? Że jestem otoczona osobami, które z różnych względów jedzą mało i ja się w kółko z nimi porównuję. Przykładowo:
-mój mąż - schudł ze 137 kg na 95kg (przy 180cm to i tak dalej jakaś tam nadwaga). Czasem je sporo, czasem prawie nic i mówi, że nie jest głodny. Przy swojej wadze oczywiście może sobie pozwolić na takie "niejedzenie" jak zwyczajnie nie ma ochoty, ale mnie to strasznie hamuje i nawet jak jestem głodna to nie jem, bo on nie je. Albo czekam, aż sobie pójdzie i dopiero jem posiłek.
-koleżanka z pracy - Pani po 40, wjeżdżająca na 3 piętro windą, po 2 porodach. Twierdzi, że kiedyś też ważyła 53kg, wzrostu ma pewnie z 170cm. Obecnie na śniadanie je: jogurt naturalny mały + 2 łyżki płatków owsianych. Na drugie śniadanie tylko jabłko. Na obiad prawie same warzywa - jakiś gotowany kalafior plus trochę ryżu. Jak ktoś przyniesie ciasto do pracy, cukierki - nie tknie w życiu. Twierdzi, że nie zjada więcej niż 1200kcal dziennie. Oceniam ją na jakieś 5-10kg nadwagi. Długo robiłam to co ona - tylko jabłko na II śniadanie, żadnego w życiu częstowania się przyniesionymi dobrociami. To się zmieniło, ale nadal jak porównuję jej jabłko z moim drugim śniadaniem: jabłko + orzechy + skyr + czasem coś tam jeszcze to jakoś mi głupio, że u mnie tak dużo...
BTW: Paatik - przy osobie trenującej Twoje 2000kcal to i tak chyba jakoś niezbyt dużo, nie?