Przez rok, to można sporo osiągnąć. Będę dobrej myśli
Tymczasem ...
Jak obiecywałem sobie wcześniej, dziś planowe dłuższe rowerowanie. Już od rana sposobiłem się do tej wyprawy. Umyłem rower, wyregulowałem przerzutkę tylną, nawodniłem się i makaronu podjadłem coby energię mięć na przejażdżkę. Mając na uwadze, że zwykle marzłem na przejażdżkach, nie mając nic innego pod ręką założyłem ciepłą bluzę dresową, a pod nią cienką bawełnianą podkoszulkę. Na nogi oczywiście cienkie legginsy 3/4 i buty do biegania. Do tego 0,6litra wody z niewielką ilością soli i 200g rodzynek. I pojechałem.
Chwilę później zaczęło mżyć. Po 20 minutach byłem przemoczony i zziębnięty, ale szczęśliwy. Jadąc ze spuszczoną głową o mało nie przyp******iłem w ciągnik jadący w tym samym co ja kierunku. Pierwszy raz w życiu coś takiego mnie spotkało, zwykle na rowerze musiałem na tyły uważać
Chwilę później trzykilometrowy korek, w obie strony. Norwedzy na zakupy do Szwecji przyjechali, jak co niedziela. Przeleciałem środkiem białym pasem i przed sama granicą odbiłem w prawo. Dalszej drogi nie znałem. Gdybym znał, poszukałbym czegoś bardziej płaskiego. Z całej trasy na jednakowej wysokości spędziłem półtorej minuty, za górką była większa górka. Nawet za większą górką, w oddali majaczyły większe górki. Właściwie mógłbym napisać, że były same górki i żadnych zjazdów, ale chyba nikt by mi nie uwierzył
Niestety, nie bardzo umiem się posilać w trakcie jazdy, stąd cztery przerwy na
węgle i wodę i jedną wizytę w sklepie, wiadomo po co. Po jednej z przerw zapomniałem odpauzować zegarek, to mi trochę trasy wcięło. Ostatnie dwadzieścia kilometrów, to już była mordęga dla tyłka, co chwila szukałem sposobności by stanąć na pedałach i dać odpocząć dupsku. No, ale jakoś dojechałem. Założenie by utrzymać się na dłuższym dystansie w średnie 25km/h spełnione.