Wywołalyscie wilka z lasu :p
Nie było mnie bo jak pisałam mąż na szkoleniu. Więc ja sama z dziećmi. Do tego chorowaliśmy trochę, więc ciężko czas. Prace mam teraz taka ze młyn ciągle i w ciągu dnia czasem zajrzę ale tak na szybko raczej. No niby nic się nie działo ale nie było latwo.
Jeszcze przeziębienie, żłobek na trochę zamknięty przez Covida aż przez chwilę sama się bałam czy nie złapałam bo się naniosło w czasie. Starszy też był przeziębiony a ja pracowałam z domu... Przez to przez miesiąc zrobiłam ze 4 treningi i to część jogowa...
Dieta to lepiej nie mówić. Jako ze stwierdziłam ze przed świętami nie ma co zaczynać to blokady w pracy brakuje :p prezenty też słodkie oczywiście od dostawców ale się powstrzymuje i nie zjadam od razu wszystkiego :p
Za to treningowo właśnie nastąpiła wielka zmiana. Decyzję podjęłam w ciągu jakiś 3 dni... I chociaż serce płacze, zwłaszcza jak się cofnęłam do tych moich zdjęć, ale rezygnuje na ten moment z rurki.
Pisałam już kiedyś ze to drogi sport. Dwa razy w tygodniu tak jak 270 zł. A teraz po roku to mi dwa razy mało. Chciałbyś się by się więcej ale to już kosmos. Z godzinami mi nie zawsze pasuje. Instruktorka jest świetna ale duża część grupy trenuje już razem kilka lat i też nie mogłam się wczuć w grupę. A za siłka też bardzo tęskniłam i stwierdziłam ze będę miała dużo więcej korzyści z karnetu na siłowni. Od lutego jak Grześ pójdzie do przedszkola to planuje 3 razy w tygodniu chodzić. Może czasem się uda 4 kto wie. Albo 3 na siłce i joga w domu też super. Za różnice w cenie mogę jechać na wakacje a w razie nieobecności męża nie mam problemu tylko zabieram dzieci ze sobą.
Mąż mnie namawiał do
treningów w domu ale krótko mówiąc wole wyjść :p