Filonka wyjazd potraktowałam jako reset
high carb, takze nie radze się wzorować
Na śniadania był szwedzki stół - jadłam musli z mlekiem/jogurtem, i jajka na twardo, czasem kanapkę z ciemnego pieczywa z jakimś włoskim blokiem jajeczno-oliwkowo-tłuszczowym lub pastą orzechowo-twarogową.
Na stok brałam kanapki z domowym razowcem, serem żółtym i plastrem schabu/piersi z indyka (kupne Lidlowe
) lub twarogiem i dżemem bc, do tego domowego batona białkowego lub orzeszki/suszone śliwki.
Kolacja trwała tam 2h- jak to u prawdziwych włochów
Zawsze był szwedzki stół warzyw, potem zupa, danie makaronowe, danie mięsne i deser. Po dwóch dniach obczaiłam, że nie jedząc mięsa w sosach pozbywam się bólu jelit, inaczej leciałam na nospie.
Do tego alko - czerwone i białe wina, JW i Aperol Spritz na stoku.
Więcej grzechów nie pamietam
Najlepsze jest to, że psychika mi nie siadła i nie zaczęłam jeść w nieludzkich ilościach czy dopychać się słodkim
Większych wzrostów obwodów nie zauważyłam, dżinsy leżały w drodze powrotnej tak jak w poprzednia stronę.
Zmieniony przez - Lejjla w dniu 2011-02-16 09:26:56