wróciłam zwarta i gotowa, więc czas na większe podsumowanie, relację i konkrety.
przez ostatnich 11 tygodni trzymałam miskę BWT 130/220/70 (2030 kcal). jestem super dumna, bo nie było żadnych wpadek: ani w święta, ani w majówkę, ani z żadnej innej okazji, a pozytywnych momentów do świętowania było sporo. jak już celebrować, to czerwonym wytrawnym winem – ale że mam wybitnie słabą głowę, to kilka razy wpadły tylko jego śladowe ilości.
do tego robiłam plan FBW z forum (3 razy w tygodniu) i biegałam przebieżki lub podbiegi (2 razy w tygodniu). im cieplej się robiło, tym więcej było też roweru, długich wędrówek i ganiania się z psem
jeśli chodzi o samopoczucie, to to był bardzo stresujący okres końca studiów i jednocześnie intensywny moment w pracy, więc często nie czułam się wypoczęta i miewałam problemy ze snem. stres chyba mocno odbił się na moich hormonach, bo stopniowo wydłużały się cykle, a ostatni to już pobił absolutny rekord…
ostatni tydzień spędziłam w "delegacji", tzn. niby pojechałam nad morze, ale na plaży byłam dosłownie 5 minut, a tak to pracowałam od rana do późnej nocy i zamiast wypocząć, to wróciłam jeszcze bardziej zmęczona. ale też mega usatysfakcjonowana, zmotywowana i szczęśliwa, dlatego jedziemy dalej z koksem
na wyjeździe miski nie liczyłam, pi razy drzwi oszacowałam ją kilka razy wieczorem i wychodziło ok. 2000-2300 kcal. posiłki były zbilansowane, ale jadłam intuicyjnie, trochę „instynktownie” i stąd na pewno wychodziło mniej białka niż wcześniej, a więcej węgli i tłuszczu.
przy okazji zrobiłam eksperyment z odstawieniem mięsa. białko czerpałam głównie z jajek, strączków, twarogu i tuńczyka, a oprócz tego było sporo ziaren, orzechów, płatków owsianych i jaglanych, kaszy gryczanej i jaglanej oraz wafli ryżowych. poza tym dużo warzyw (codziennie pomidory, ogórki, sałata, rzodkiewki, marchewki) i owoców (głównie pomarańcze, grejpfruty, brzoskwinie). no i nie wiem, czy to kwestia zrezygnowania z mięsa, czy większej ilości albo zrezygnowania z jakiegoś innego produktu, czy może w ogóle mniejszej ilości białka, ale poprawiły się dwie rzeczy:
- piękna cera! wcześniej i tak była w porządku, ale myślałam, że największy wpływ na nią ma nabiał i go ograniczałam. a teraz przez tydzień prawie codziennie piłam kefir (400 g) + jadłam twaróg, więc wychodziło grubo ponad mój limit nabiału, a negatywnych efektów brak.
- zero kłopotów z brzuchem, a wcześniej były często wzdęcia albo nieregularne wypróżnianie.
na najbliższych kilka-kilkanaście tygodni, zapewne do kolejnego dłuższego wyjazdu, ustalam michę BWT 120/240/70 (2070 kcal), czyli trochę zmienione proporcje makro. jak się rozkręcę i będę ciągle chodzić głodna, to jeszcze dorzucę węgli w dni treningowe. już nie mogę się doczekać tego momentu
zostaję przy treningu FBW (3-4 razy w tygodniu) i bieganiu interwałów (1-2 razy w tygodniu). no i oczywiście dalej będzie dużo aktywności na świeżym powietrzu.
planowane samopoczucie: wreszcie bezstresowo i optymistycznie
a cele? hmm… to najtrudniejszy moment, bo chyba już przestałam mieć jakieś konkretne. bardziej ćwiczę dla stałego zadowolenia i ogólnej, stopniowej poprawy sprawności i sylwetki niż ze względu na obsesyjne dążenie do np. szczupłych ud. tyle wspaniałych rzeczy się dzieje ostatnio i będzie się działo niedługo w moim życiu zawodowym i prywatnym, że to, czy mam w udzie 60, czy 57 cm to naprawdę jest ostatnia rzecz, która teraz zajmuje moje myśli.
co nie zmienia faktu, że cisnę dalej!
i to mimo przeciwności losu, czyt. wakacji w rozjazdach.
DZIEŃ 1
miska
+ warzywa: pomidory, ogórki
+ napoje: woda 2,5l, americano, kakao, rosół x2, mięta
+ suple: olej z wiesiołka (4 kaps.), wit. D (1 kaps.)
trening A
1. Martwy ciąg 4x10
30/40/50/50
stęskniłam się za klasycznym MC. tylko nie wiem, czy nie zgubiłam techniki, bo przy mniejszym ciężarze mocno czuję pośladki, a przy większym już nieco mniej i wtedy mam wrażenie, że część pracy zaczynają przejmować plecy.
2. Przysiad plie 4x12
14/16/18/20
ok, schodzę i wstaję coraz wolniej. następnym razem zacznę od 16 kg.
3. Wykroki chodzone 4x12
2x12/2x12/2x12/2x12
to koszmar. po III serii było mi już strasznie słabo, jakbym miała zaraz zemdleć i zatkały mi się uszy. zrobiłam więc minimalnie dłuższą przerwę między III i IV serią.
4. Wyciskanie żołnierskie 4x10
15,5/18/18/20,5
ok, następnym razem spróbuję zacząć z nieco większym ciężarem.
5. Wznosy z opadu 4x12
cc/cc/cc/cc
!!! największe zaskoczenie tego treningu. wrzuciłam wznosy do planu, mimo że to ćwiczenie, którego nigdy nie lubiłam. nie mogę uwierzyć, że kiedyś robiłam je z talerzem 10 albo 15 kg, bo dzisiaj absolutnie umierałam od samego ciężaru ciała. wiadomo – czułam plecy, ale oprócz tego też pośladki i dwugłowe, które po prostu rwały tak, że nie mogłam chodzić po tych wznosach… aż zapytałam o to trenera i polecił, żebym więcej rozciągała dwójki, bo to, że palą pośladki to normalne, ale że dwugłowe aż tak bolą, to podejrzane i mogę sobie je naderwać bez odpowiedniego rozciągania.
6. Ściąganie drążka górnego do klatki 3x12
20/20/25
poszło jako tako, bo mam problem z wyizolowaniem pleców i momentami pracuję barkami i klatką.
7. Wyciskanie francuskie hantli siedząc 3x15
6/6/6
idealnie dobrałam ciężar – więcej już bym nie dała rady. chociaż w ogóle zastanawiam się, czy to ćwiczenie jest mi potrzebne, bo triceps nigdy mnie specjalnie nie interesował i traktowałam go jako kosmetyczny dodatek.
8. Pompki 3xmax
10/7/6
chyba muszę pomyśleć nad kolejnością ćwiczeń, bo nie byłam w stanie robić pompek po wyciskaniu francuskim. ręce tak mi się trzęsły jeszcze podczas rozciągania…
super trening! wszystko czułam, wszystko boli, więc nieźle to wymyśliłam
to morderczy zestaw zwłaszcza jeśli chodzi o pośladki, ale tak miało być
oczywiście dalej czekam na uwagi i korekty plany, ale już nie mogłam się doczekać treningu, więc zrobiłam taki, który i tak był trochę rozgrzewkowo-zapoznawczy.
Zmieniony przez - work_drugs w dniu 2017-06-26 20:57:57