W zasadzie już w tym momencie testu mógłbym go uznać za sukces, walnąć foty, zdjąć pomiary i delektować się uzyskanym postępem (niemal 4kg w ciągu 5 tygodni). Jednak oczywistym jest, że na tym nie poprzestanę, nie tylko z uwagi na fakt, iż takie są wymogi testu. Spróbuję upolować jeszcze z kilogram masy, a następnie wygrzebać swe mięśnie spod warstwy tłuszczyku. Podczas „jakościowej” części testu zejdzie też z pewnością z organizmu woda przytrzymywana kreatyną i ukaże się trwały efekt treningów. Rzecz jasna, mógłbym swój docelowy limit wagowy (te 82 kg) przesunąć wyżej, ale nie czuję obecnie takiej potrzeby. Jestem już naprawdę zmęczony – i mój organizm zapewne też – robieniem masy i z radością wezmę się za ukształtowanie sylwetki. Wygląda na to, że to właśnie ten test umożliwi mi zrealizowanie całego planu .
Zaglądam także do niedawno wystartowanych testów w dziale dopingu, co jest źródłem kolejnej refleksji. Tamte test są do prawda dopiero we wstępnej fazie, ale różnica w podejściu do pracy na siłowni mocno rzuca się w oczy. Dotychczasowi testerzy w „dopingu” nie powalają sylwetkami na kolana, a ich wiedza na temat metodyki treningu i – zwłaszcza! – diety jest, hmm, mocno umiarkowana. Jestem w stanie zrozumieć zawodowców kłujących ciało, by osiągnąć szczyt. Jestem tez w stanie zaakceptować takie podejście u osobników z bardzo długim stażem na siłowni, którzy doszli go granic naturalnych możliwości swojego organizmu i chcą je przesuną dalej, gdyż brakuje im dalszej motywacji do coraz mniej skutecznych ćwiczeń. Jednak obserwowanie średniozaawansowanych stażem i zielonych wiedzą, którzy drogą na skróty chcą szybciej pokonać dystans, jest dla mnie niezrozumiałe. Nie, nie chodzi o to, że ja ich potępiam. Sam – będąc głupim gnojkiem – zastanawiałem się czy czegoś nie walnąć, bo za ch.olerę nie mogłem dołożyć kolejnego kilograma (a ważyłem wtedy bite 60kg, co wywoływało u mnie niemałą frustrację). Udało mi się jednak zwalczyć pokusę i niesamowicie się z tego cieszę. Obecnie dostęp do fachowej kulturystycznej wiedzy, choćby za pośrednictwem netu, jest bardzo łatwy; rynek tonie wręcz w suplach, o jakich nie można było nawet marzyć 10 lat temu (kreatyna absolutnie zrewolucjonizowała rynek) i myślę, że na poziomie amatorskim sięganie po koks nie ma sensu i jest brnięciem w ślepa uliczkę, bo stosuje się najsilniejsze bodźce, będąc dalekim od wykorzystania swego naturalnego potencjału.
Mam przynajmniej nadzieje, że Gregor pozbiera to wszystko do kupy (co zresztą już robi) i dopingowi testerzy zrozumieją, że koks nie zastąpi profesjonalizmu. A gdy to zrozumieją, może odłożą wspomaganie na później i wybiorą drogę dłuższą. Dłuższą, ale mniej wyboista niż kiedyś i dającą realne szanse na dotarcie do celu. Mi się to w każdym razie udało, a to jeszcze nie koniec...
PS. Razem ze mną chodzi na siłownię kumpel, który dopiero zaczął przygodę z siłownią. Ja go trenuję i dzielę się z nim cała swą zdobytą wiedzą, a on ją cierpliwie chłonie i porządnie podchodzi do treningu i diety. Efekt? W ciągu 2 miesięcy zbudował już 4,5 kg mięśni, a jego jedyne suple to… potreningowy zestaw: carbo + 3g BCAA i 3g glutaminy.
Zmieniony przez - Hardened w dniu 2006-12-04 10:34:26
MÓJ DZIENNIK TRENINGOWY -> http://www.body-factory.pl/showthread.php?t=97