...
Napisał(a)
kobieta lat 32...ustawiłem jej bieżnie na rozgrzewkę wklepując podstawowe dane...bieżnia rusza..z ust kobiety pada ciężkie pytanie..dlaczego bieżnia kręci się w tył???..zbladłem..
...
Napisał(a)
a to pewnie koledzy instruktorzy doświadczyli na własnej skórze..."dzień dobry, jestem pierwszy raz na siłowni i chciałbym trochę poćwiczyć, tylko nie za mocno żeby nie wyglądać jak Pudzianowski "co im się w Mariuszku nie podoba ???
...
Napisał(a)
Ja pozwolę sobie powielić utaj historię sprzed dobrych kilku lat którą już kilka lat temu opisywałem na forum. Jako, że mam raczej humanistyczny niż scisły umyłs, wybaczcie rozbudowaną fabuła, wydaję mi się jednak iż w ciągu jednego treningu wydarzyło się tyle, że skracając przekaz - nie oddałbym wiernie klimatu który towarzyszył temu incydentowi. Moja relacja pochodzi z 2007 roku>>>
...
Napisał(a)
"Historia, którą zaraz opowiem, a która miała miejscę pewnego słonecznego dnia minionego roku, jest historią tyleż zabawną, co frapującą, przynajmniej dla mnie, gdyż od tamtej pory, ilekroć kładę się pod sztangą by wykonać serię jakże ulubionego przez wszystkich "wyciskania na klatę", w głowie odzywa się głos z dziwnym pytaniem: "a ile tutaj jest? - 64?"
Było lato, mimo żaru lejącego się z nieba z chęcią wybrałem się na siłownię, gdyż perspektywa przeprowadzenia treningu w chłodnym, klimatyzowanycm pomieszczeniu (tak! mam na siłce klimatyzację która naprawdę działa!) wydawała mi się nadzwyczaj kusząca. Tak więc po wejsciu do klubu i przebraniu okrycia wierzchniego przekroczylem próg siłowni i rozpocząłem rogrzewkę.
Nie mnęło 10 min gdy machającego gryfem i wykonującego najrozmaitsze rozgrzewkowe figury zaskoczył mnie jakiś, (tak na oko), osiemnasto-dziewiętnastolatek dość donośnym okrzykiem:"cześć" i ręką wyciągniętą w geście powitalnym nie cierpiącym zwłoki. Może to dziwne, ale przerwałem seryjkę, odłożyłem gryf, podałem rękę i odpowiedzialem (z trochę mniejszym entuzjazmem) - "witam". Uważam się za człowieka o wysokiej kulturze osobistej, zawsze mówię dzień dobry, dziękuję, zmywam po sobie, sprzątam, spuszczam wodę i opuszczam klapę, ale gdybym wtedy wiedział, że ten banalny gest podania dłoni skaże mnie na ezoteryczne doznanie schizofrenicznego oświecenia - w życiu bym tej ręki nie podał. Od razu wypytany zostałem, co będę ćwiczył, co robie na rozgrzewkę, dlaczego akurat to oraz jak długo chodzę na siłownię... Z cierpliwością i własciwą sobie kurtuazją odpowiadałem na wszystkie pytania przez kolejne parę minut rozgrzewki, przy czym - należy wspomnieć, owy chłopiec nie zrobił w tym czasie nic, za wyjątkiem jednej serii, z dość potężnymi hantlami, uginania stojąc. Przyjrzalem mu się dokładnie: mocno rozwinięte ramiona, na oko gdzieś około 41 - 42cm, małe barki, zero klatki czy pleców o nogach nawet nie wspominając - typowy koleś, który zamiast kupić sobie w tesco jedną sztangielkę i machać nią w domu przed nintendo, woli przyjść na siłkę by wykonać parę serii uginań, przeprowadzić burzę mózgów i wrócić na obiad do mamy.
Prawdziwa akcja rozkręciła się gdy w ramach pierwszej serii nałożyłem na sztangę dwie dwudziestki i położyłem się pod nią by wykonać serię. Będąc w połowie usłyszalem: "a ile tutaj jest? - 64?". Takie zadawanie pytań w czasie wykonywania cwiczenie deprymuje, z resztą nie muszę chyba wam tego tłumaczyć. Deprymuje i tyle. Po skończonej serii odpowiedziałem - "60kg". i kolejene pytanie plus werbalne potwierdzenie przyjętego komunikaty: "Aha, a ile ruchów zrobiłeś". Odpowiadam: "nie liczyłem, to w ramach rozgrzewki, około piętnastu". I kolejne pytanie: "a czemu tyle? tak jest lepiej?" - przyznacie, że o ile dwa poprzednie pytania były proste, o tyle to może zabić klina, jednakże wbrnąłem bezbłędnie: "tyle po prostu było mi wygodnie".
W momencie kiedy dołożylem sobie po dziesięc na stronę i już miałem zabierać się za kolejną serię usłyszałem pytanie: "a ile tutaj jest? - 64?". O ****a - pomyślalem. - "Matematyki w szkole nie miałeś? policz sobie ile jest 20 + 60" i szybko machnąłem seryjkę by zdążyć nim chłopak wykona trudne działanie i zada kloejne question. Zdążyłem! "a ile ruchów zrobiłeś?" - odp: "10", "a czemu tyle?" - bo tyle mi było wygodnie. -"a tak jest lepiej?". - "lepiej".
Dokładając po piątce na gryf wiedzialem już jakie będzie pytanie. "a ile tutaj jest?", szybko odpowiedziłem - "64 - zrobię 8 powtórzeń bo tak jest w***** najlepiej na świecie, nie zawracaj mi dupy jak będę robił serię, bo się pogniewamy". Jak powiedziałem tak zrobiłem, zadowolony zchodzę spod sztangi, koleś patrzy na mnie i mówi, "no ile tutaj jest?", ok, powiedzialem mu - "90kg", - "to daj ja se pojade, mogę?". Tutaj przypomnę, że przez cały czas trwania mojego treningu, on nie zrobił praktycznie nic sensownego, stał nade mną i pisał wirtualny pamiętnik w oparciu o wywiad srodowiskowy w klimatyzowanym fitness-clubie. Cóż miałem odpowiedzieć, powiedziałem żeby jechał jak chce z tą sztangą i mimo jego zapewnień stanąłem za nim by asekurowc, gdyż owa klatka wydala mi się nadzwyczaj wątła na takie ciężary. Co się okazało? O ile fazę negatywną ruchu można uzać za dośc poprawną technicznie, może odrobinę ciut zbyt dynamiczną, o tyle faze pozytywną wykonał mój najszerszy grzbietu, gdyż mięśnie piersiowe togoż zawodnika nadawały się jedynie do serii pompek wykonanych na wuefie.
Nie wiem czemu wydawało mi się, że koszmar się skonczyl, że (dałem mu trochę powalczyć z ciężarem) wymeczony koleś nie bedzie sadził głupich pytań tylko dochodził do siebie, a ja wykonam kolejną serię w ciszy i skupieniu.
W chwili gdy założylem na sztangę po kolejnej piątce, pojawiło się wiadome pytanie: "a ile tutaj jest?". Jeśli wydaje się wam męczące obieranie non stop tej samej wątpliwości, w formie wyżej wymienionego pytania - to takie własnie było w rzeczywistości.
Delikatnie pod****iony odpowiedzialem: "stówka" i już chcialem wsunąć się pod sztangę, gdy usłyszalem nie do opisania wręcz bukiet zachwytów i niedowierzań: "ile? jaaa! naprawdę? pokaż - policzę, rzeczywiście! jaaa, ale jesteś silny". własnym uszom nie wierzyłem, pod 90kg sam się położył a stówa to jakiś magiczny ciężar, wręcz niewyobrażalny dla owego młodzieńca, po tej serenadzie glorii i hosannach sam zwątpiłem w swoje siły i byłem niemal pewien, że zostanę przygnieciony prze najświętszą stowkę, a koleś będzie stał nade mną i kibicował "dasz radę! dasz radę! już prawie" (tak było przy poprzedniej serii, o czym zapomniałem wspomnieć, jak i nie wspomniałem też, że nie byłismy sami na siłowni, było jeszcze kilka osób i z dużym zanetersowaniem kątem ucha podsłuchiwali nasze konwersacje).
Poszło na 5 bodajże ruchów, albo na 7, w każdym bądź razie na bank nieparzyście, co wprawiło w zakłopotanie mojego rozmówcę, posypały się pytania, ale i zasłużone gratulacje - dla mojego wykraczającego poza granice wyobraźni chłopca - wyczynu.
Po kilku następujących bezposrednio po sobie seriach ze zmniejszanym cięzarem, zabrałem się za drążek, gdzie każda moja seria konczyła się mobilizującym okrzykiem kolegi "jeszcze jeden, jeeeszczee".
Jako że jest to fitness klub raczej kulturalny, min z paniami po czterdziestce i panami co wyczłapują się raz po raz zza biurka by odbudować część nadwątlonego umięsnienia, nie wypada mi wy***ać kolesiowi w pysk czy zjechać go jak psa. Na prawdę próbowalem mu uświadomić, że nic jeszcze nie zrobił na siłce, że powinien zająć się sobą, że mi po prosu przeszkadza, To było silniejsze od niego. Nie tylko że wycisnąłem stówkę, ale "wziąłem ją na serię". Byłem jego idolem a on moim fanem, ta dziwna zależność wierciła mi dziurę w mózgu, chcialem zarazem uciekac, jak i też dokończyć trening. Jeśli chcecie wiedzieć jak skończyla się ta historia, to poruszę jeszcze krótki, ale znaczący wątek.
W pewnym momencie, jedna atrakcyjna dziewczyna poprosiła mojego fana by pomógł wyciągnąc jej bolec z jakiejś maszyny. Byłem tyłem, ale usłyszałem wyraźnie następujące słowa: "ja jestem za slaby, ale ten koleś ci pomoże, on jest strasznie silny, podniósł stówę, naprawdę". Czerwony podszedlem, uśmiechnąłem się, pomogłem. Po tym krępującym wydarzeniu przeprosiłem kolegę i powiedzialem że muszę iśc do kibla. Uciekłem do szatni i wrócilem do domu. Od tamtej pory, zawsze ilekroć przychodzę na tą siłownie i kładę się pod sztangą, słyszę w głowie: "a ile tutaj jest? 64? 64? 64? 64? 64? 64? 64?...
Zmieniony przez - faftaq w dniu 2007-02-11 14:31:05"
Było lato, mimo żaru lejącego się z nieba z chęcią wybrałem się na siłownię, gdyż perspektywa przeprowadzenia treningu w chłodnym, klimatyzowanycm pomieszczeniu (tak! mam na siłce klimatyzację która naprawdę działa!) wydawała mi się nadzwyczaj kusząca. Tak więc po wejsciu do klubu i przebraniu okrycia wierzchniego przekroczylem próg siłowni i rozpocząłem rogrzewkę.
Nie mnęło 10 min gdy machającego gryfem i wykonującego najrozmaitsze rozgrzewkowe figury zaskoczył mnie jakiś, (tak na oko), osiemnasto-dziewiętnastolatek dość donośnym okrzykiem:"cześć" i ręką wyciągniętą w geście powitalnym nie cierpiącym zwłoki. Może to dziwne, ale przerwałem seryjkę, odłożyłem gryf, podałem rękę i odpowiedzialem (z trochę mniejszym entuzjazmem) - "witam". Uważam się za człowieka o wysokiej kulturze osobistej, zawsze mówię dzień dobry, dziękuję, zmywam po sobie, sprzątam, spuszczam wodę i opuszczam klapę, ale gdybym wtedy wiedział, że ten banalny gest podania dłoni skaże mnie na ezoteryczne doznanie schizofrenicznego oświecenia - w życiu bym tej ręki nie podał. Od razu wypytany zostałem, co będę ćwiczył, co robie na rozgrzewkę, dlaczego akurat to oraz jak długo chodzę na siłownię... Z cierpliwością i własciwą sobie kurtuazją odpowiadałem na wszystkie pytania przez kolejne parę minut rozgrzewki, przy czym - należy wspomnieć, owy chłopiec nie zrobił w tym czasie nic, za wyjątkiem jednej serii, z dość potężnymi hantlami, uginania stojąc. Przyjrzalem mu się dokładnie: mocno rozwinięte ramiona, na oko gdzieś około 41 - 42cm, małe barki, zero klatki czy pleców o nogach nawet nie wspominając - typowy koleś, który zamiast kupić sobie w tesco jedną sztangielkę i machać nią w domu przed nintendo, woli przyjść na siłkę by wykonać parę serii uginań, przeprowadzić burzę mózgów i wrócić na obiad do mamy.
Prawdziwa akcja rozkręciła się gdy w ramach pierwszej serii nałożyłem na sztangę dwie dwudziestki i położyłem się pod nią by wykonać serię. Będąc w połowie usłyszalem: "a ile tutaj jest? - 64?". Takie zadawanie pytań w czasie wykonywania cwiczenie deprymuje, z resztą nie muszę chyba wam tego tłumaczyć. Deprymuje i tyle. Po skończonej serii odpowiedziałem - "60kg". i kolejene pytanie plus werbalne potwierdzenie przyjętego komunikaty: "Aha, a ile ruchów zrobiłeś". Odpowiadam: "nie liczyłem, to w ramach rozgrzewki, około piętnastu". I kolejne pytanie: "a czemu tyle? tak jest lepiej?" - przyznacie, że o ile dwa poprzednie pytania były proste, o tyle to może zabić klina, jednakże wbrnąłem bezbłędnie: "tyle po prostu było mi wygodnie".
W momencie kiedy dołożylem sobie po dziesięc na stronę i już miałem zabierać się za kolejną serię usłyszałem pytanie: "a ile tutaj jest? - 64?". O ****a - pomyślalem. - "Matematyki w szkole nie miałeś? policz sobie ile jest 20 + 60" i szybko machnąłem seryjkę by zdążyć nim chłopak wykona trudne działanie i zada kloejne question. Zdążyłem! "a ile ruchów zrobiłeś?" - odp: "10", "a czemu tyle?" - bo tyle mi było wygodnie. -"a tak jest lepiej?". - "lepiej".
Dokładając po piątce na gryf wiedzialem już jakie będzie pytanie. "a ile tutaj jest?", szybko odpowiedziłem - "64 - zrobię 8 powtórzeń bo tak jest w***** najlepiej na świecie, nie zawracaj mi dupy jak będę robił serię, bo się pogniewamy". Jak powiedziałem tak zrobiłem, zadowolony zchodzę spod sztangi, koleś patrzy na mnie i mówi, "no ile tutaj jest?", ok, powiedzialem mu - "90kg", - "to daj ja se pojade, mogę?". Tutaj przypomnę, że przez cały czas trwania mojego treningu, on nie zrobił praktycznie nic sensownego, stał nade mną i pisał wirtualny pamiętnik w oparciu o wywiad srodowiskowy w klimatyzowanym fitness-clubie. Cóż miałem odpowiedzieć, powiedziałem żeby jechał jak chce z tą sztangą i mimo jego zapewnień stanąłem za nim by asekurowc, gdyż owa klatka wydala mi się nadzwyczaj wątła na takie ciężary. Co się okazało? O ile fazę negatywną ruchu można uzać za dośc poprawną technicznie, może odrobinę ciut zbyt dynamiczną, o tyle faze pozytywną wykonał mój najszerszy grzbietu, gdyż mięśnie piersiowe togoż zawodnika nadawały się jedynie do serii pompek wykonanych na wuefie.
Nie wiem czemu wydawało mi się, że koszmar się skonczyl, że (dałem mu trochę powalczyć z ciężarem) wymeczony koleś nie bedzie sadził głupich pytań tylko dochodził do siebie, a ja wykonam kolejną serię w ciszy i skupieniu.
W chwili gdy założylem na sztangę po kolejnej piątce, pojawiło się wiadome pytanie: "a ile tutaj jest?". Jeśli wydaje się wam męczące obieranie non stop tej samej wątpliwości, w formie wyżej wymienionego pytania - to takie własnie było w rzeczywistości.
Delikatnie pod****iony odpowiedzialem: "stówka" i już chcialem wsunąć się pod sztangę, gdy usłyszalem nie do opisania wręcz bukiet zachwytów i niedowierzań: "ile? jaaa! naprawdę? pokaż - policzę, rzeczywiście! jaaa, ale jesteś silny". własnym uszom nie wierzyłem, pod 90kg sam się położył a stówa to jakiś magiczny ciężar, wręcz niewyobrażalny dla owego młodzieńca, po tej serenadzie glorii i hosannach sam zwątpiłem w swoje siły i byłem niemal pewien, że zostanę przygnieciony prze najświętszą stowkę, a koleś będzie stał nade mną i kibicował "dasz radę! dasz radę! już prawie" (tak było przy poprzedniej serii, o czym zapomniałem wspomnieć, jak i nie wspomniałem też, że nie byłismy sami na siłowni, było jeszcze kilka osób i z dużym zanetersowaniem kątem ucha podsłuchiwali nasze konwersacje).
Poszło na 5 bodajże ruchów, albo na 7, w każdym bądź razie na bank nieparzyście, co wprawiło w zakłopotanie mojego rozmówcę, posypały się pytania, ale i zasłużone gratulacje - dla mojego wykraczającego poza granice wyobraźni chłopca - wyczynu.
Po kilku następujących bezposrednio po sobie seriach ze zmniejszanym cięzarem, zabrałem się za drążek, gdzie każda moja seria konczyła się mobilizującym okrzykiem kolegi "jeszcze jeden, jeeeszczee".
Jako że jest to fitness klub raczej kulturalny, min z paniami po czterdziestce i panami co wyczłapują się raz po raz zza biurka by odbudować część nadwątlonego umięsnienia, nie wypada mi wy***ać kolesiowi w pysk czy zjechać go jak psa. Na prawdę próbowalem mu uświadomić, że nic jeszcze nie zrobił na siłce, że powinien zająć się sobą, że mi po prosu przeszkadza, To było silniejsze od niego. Nie tylko że wycisnąłem stówkę, ale "wziąłem ją na serię". Byłem jego idolem a on moim fanem, ta dziwna zależność wierciła mi dziurę w mózgu, chcialem zarazem uciekac, jak i też dokończyć trening. Jeśli chcecie wiedzieć jak skończyla się ta historia, to poruszę jeszcze krótki, ale znaczący wątek.
W pewnym momencie, jedna atrakcyjna dziewczyna poprosiła mojego fana by pomógł wyciągnąc jej bolec z jakiejś maszyny. Byłem tyłem, ale usłyszałem wyraźnie następujące słowa: "ja jestem za slaby, ale ten koleś ci pomoże, on jest strasznie silny, podniósł stówę, naprawdę". Czerwony podszedlem, uśmiechnąłem się, pomogłem. Po tym krępującym wydarzeniu przeprosiłem kolegę i powiedzialem że muszę iśc do kibla. Uciekłem do szatni i wrócilem do domu. Od tamtej pory, zawsze ilekroć przychodzę na tą siłownie i kładę się pod sztangą, słyszę w głowie: "a ile tutaj jest? 64? 64? 64? 64? 64? 64? 64?...
Zmieniony przez - faftaq w dniu 2007-02-11 14:31:05"
...
Napisał(a)
Od dzisiaj zaczynam zawsze wyciskanie od 60 kg
a może 64
Rewelacyjnie to opisałeś fakt z Polskiego mialbyś 5
Pozdrawiam
a może 64
Rewelacyjnie to opisałeś fakt z Polskiego mialbyś 5
Pozdrawiam
...
...
Napisał(a)
Dobry kolo musiał być Trzeba było mu normalnie powiedzieć żeby się odczepił bo chyba przyszedłeś na trening a nie pogadać
...
Napisał(a)
hahahah
64 hahhahaha !!
najlepsza historia jaką słyszałem
ale bym buraka spalił jakbym był w Twojej skórze, a to jak powiedział, że on jest silniejszy
64 hahhahaha !!
najlepsza historia jaką słyszałem
ale bym buraka spalił jakbym był w Twojej skórze, a to jak powiedział, że on jest silniejszy
...
Napisał(a)
cieszę się że ta się podobało.
Zmieniony przez - faftaq w dniu 2010-12-01 12:27:42
Zmieniony przez - faftaq w dniu 2010-12-01 12:27:42
...
Napisał(a)
To i ja Wam coś opowiem.
Moja historia ma tytuł: "migracje karków"
Otóż pewnego pieknego pażdziernikowego dnia zamknęli jedna z trzech najpopularnieszych siłowni w Toruniu. Mieliśmy do wyboru
1) Jedna typową, wieloletnia pakernię, ze stosunkowo estetycznym wnętrzem, mnóstwem ciężarów zbieranych po róznych parafiach, śmierdząca wykładziną, brakiem klimy, za to z mocarnymi "zawodnikami" bardzo silnymi, doświadczonymi, nie potrzebującymi instruktorów i ćwiczących we własnym rytmie
2) Siłownię typu wellness, ze SPA, wymuskana, wygładzona z wszelkimi udogodnieniami, kolorystycznie dobranym syfitem do hantli, strefą wolnych ciężarow i maszyn oraz cardio, piękną, pachnąca i cieszącą oko
3) Siłownię typu mieszanego - a mianowicie mala sala z przewazajacym zasobem masszyn wzgledem wolnego cięzaru, trochę cardio, jakies sauny.
I zamknęli nam ostatnią opcje, więc siłą rzeczy 3/4 klientów przeszło do tej wymuskanej, 1/4 do tej pierwszej
To tytułem wstępu.
Ja ćwiczę w wellness centrum, gdyz jest schludnie, higienicznie no i występujące tam cięzary są wystarczające jak na moje kobiece wymagania.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy przybywszy na trening ujrzałam zajętą ławkę skośna z karczkiem ochoczo podrzucajacym 70kg. Myśle sobie: no dobra, poczekam. Czekam czekam a on jedna seria druga seria trzecia seria bez zmian ciezaru - co wydawało mi sie lekko frustrujące, gdyz ze tak powiem nie umarłam z zaru nad nim... Więc sobie myslę, ok to pójdę się rozgrzać. Wykonałam chyba wszystkie możliwe rozgrzeewkowe kombinacje i wariacje, natomiast tajemniczy osobnik dalej niezmiennie tkwił na skośnej powtarzając bodajze serie nr 9. Hm...
Sfrustrowana,że przyjdzie mi trening zmienić lub poprzestać na rozgrzewce zblizam się do sympatycznego zacietrzewionego osobnika i pytam - przepraszam bardzo, ile zostało Ci serii?
odpowiedź była jak lej po wybuchu bomby...:
"No... z dwie"
"Z" ? "Z dwie"
To co, ja robie trening i dodam do niego z trzy serie na plecy, z dwanascie serii na klate i z trzy powtórzenia na barki???
Moja historia ma tytuł: "migracje karków"
Otóż pewnego pieknego pażdziernikowego dnia zamknęli jedna z trzech najpopularnieszych siłowni w Toruniu. Mieliśmy do wyboru
1) Jedna typową, wieloletnia pakernię, ze stosunkowo estetycznym wnętrzem, mnóstwem ciężarów zbieranych po róznych parafiach, śmierdząca wykładziną, brakiem klimy, za to z mocarnymi "zawodnikami" bardzo silnymi, doświadczonymi, nie potrzebującymi instruktorów i ćwiczących we własnym rytmie
2) Siłownię typu wellness, ze SPA, wymuskana, wygładzona z wszelkimi udogodnieniami, kolorystycznie dobranym syfitem do hantli, strefą wolnych ciężarow i maszyn oraz cardio, piękną, pachnąca i cieszącą oko
3) Siłownię typu mieszanego - a mianowicie mala sala z przewazajacym zasobem masszyn wzgledem wolnego cięzaru, trochę cardio, jakies sauny.
I zamknęli nam ostatnią opcje, więc siłą rzeczy 3/4 klientów przeszło do tej wymuskanej, 1/4 do tej pierwszej
To tytułem wstępu.
Ja ćwiczę w wellness centrum, gdyz jest schludnie, higienicznie no i występujące tam cięzary są wystarczające jak na moje kobiece wymagania.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy przybywszy na trening ujrzałam zajętą ławkę skośna z karczkiem ochoczo podrzucajacym 70kg. Myśle sobie: no dobra, poczekam. Czekam czekam a on jedna seria druga seria trzecia seria bez zmian ciezaru - co wydawało mi sie lekko frustrujące, gdyz ze tak powiem nie umarłam z zaru nad nim... Więc sobie myslę, ok to pójdę się rozgrzać. Wykonałam chyba wszystkie możliwe rozgrzeewkowe kombinacje i wariacje, natomiast tajemniczy osobnik dalej niezmiennie tkwił na skośnej powtarzając bodajze serie nr 9. Hm...
Sfrustrowana,że przyjdzie mi trening zmienić lub poprzestać na rozgrzewce zblizam się do sympatycznego zacietrzewionego osobnika i pytam - przepraszam bardzo, ile zostało Ci serii?
odpowiedź była jak lej po wybuchu bomby...:
"No... z dwie"
"Z" ? "Z dwie"
To co, ja robie trening i dodam do niego z trzy serie na plecy, z dwanascie serii na klate i z trzy powtórzenia na barki???
Poprzedni temat
Probki MD
Następny temat
GOLDEN LION - Listopadowa promocja na start !!
Polecane artykuły