Moze mi sie tak wydaje, bo nie jestem geniuszem jezykowym jak Heinrich Schliemann, ten koles przyjezdzam do danego kraju, zostawal tam przez pol roku i po prostu uczyl sie jezyka w pleni, bez udzialu ksiazek do gramatyki, slownikow itd. Kazal do siebie mowic i zaczal rozumiec. Nie dotyczylo to tylko jezykow indo-europejskich.
Kazdy inny potrzebuje jakiejs metodologii jak wspomniales, jestem moze troche staromodny z tymi ksiazkami (choc nie znac Poe'go, Blake'a, czy Wide'a to jest zbrodnia), chodzi mi ogolnie o jezyk pisany, a nie belkot jakiegos angola/szkota/irlandczyka/walijczyka - parha klasy sredniej, tudziez robotniczej
8.5 to nie jest najwiecej, 9 jest najwiecej
A co do pisania to witaj w klubie
Zawdzieczam to korekcji pisowni
Spelling lezy i zdycha, bo jak mam cos napisac to i tak robie to na laptopie
W komorce tez mam spell checking
BBC przydaje sie do sluchania, a juz zwlaszcza tacy klasycy jak David Attenborough - jego slowa sa jak muzyka
Ogolnie zle sie wyrazilem - trzeba wyjsc poza jezyk ulicy, a jezeli ktos sie z nim nie zetknal przed przyjazem to moze nabrac zlych tendcji i nawykow jak sie uczy angielskiego np od kolegow z tesco, czy bramki
Wiesz o czym mowie...zle nawyki ciezko pozniej wykorzenic. Mnie fascynuje poznawanie tych szczekajacych i belkoczacych dialektow, ale dopiero jak rp opanuje do perfekcji, co oznacza rowniez mozliwosc pisania esejow / ksiazek po angielsku, do tego czasu probuje dziadostwo ograniczac, zeby sobie nie psuc koncentracji.
Ksiazki czytam juz tylko i wylacznie w jezyku angielskim, nie wazne na jakim stopniu skomplikowania. Nie ma dla mnie najmniejszej roznicy, wrecz po angielsku czesto brzmi o wiele bardziej naturalnie i za chvja nie przeczytam zadnego tlumaczenia jezeli autor pisal po angielsku.
Oczywiscie jak mi dasz podecznik do obslugi jakiejs fajne industrialnej maszyny ktorej nazwy nawet nie znam to nic nie zrozumiem, bo to jezyk techniczny.