PODSUMOWANIE DNIA 20
Dzień jak co dzień... Co tu dużo pisać. Zaraz się wyjaśni, czemu tak obszernie...
DZIEŃ 21
To samo co powyżej...
PODSUMOWANIE DNIA 21
No się zesrało... Mając świadomość, że nie do końca dobrze z klatą i po dwudniowym maratonie naukowym - zmęczony stwierdziłem, że zrobię naprawdę zachowawczy trening i daruję sobie aeroby, bo po prostu nie miałem siły. No i polazłem przewalać żelastwo.
Na dzień dobry oczywiście rozgrzewka, picuś glancuś, 5 min na rowerze, rozciąganie, wymachy itd. i pierwsza myśl "Oj, cycku, żebym ja sobie przez ciebie biedy nie napytał dzisiaj".
Najpierw przysiady. Absolutny brak siły. 2 serie po 100 kg na 10 i 8 powtórzeń, z czego 3 ostatnie zawsze chwiejne, wygięte jak u Pitta
i płytkie. "Jasna dupa!" - druga myśl.
Uginanie na brzuchu podudzi standard, 50 kg x 10 i 55 kg x 8, ale strasznie ciężko. Lecimy dalej.
Plecy. Wiosłowanie w opadzie, na sztandze tyko 70 kg a ja ledwo co 10 powtórzeń. Druga seria: 80 kg i 7 powtórzeń. "Nie no, super..." - myśl trzecia. Unoszenie z opadu - 2 x 10 x 15 kg. Standard.
No i przyszła klata. Zacząłem od 60, potem 70 kg, obie serie po 10 powtórzeń. 75 kg i powtórzeń 7. Zacząłem czuć lewy mięsień, po prostu odłożyłem sztangę. Ostatnia seria 70 kg x 6 i koniec.
Widzieliście kiedyś smutnego człowieka? Takiego zrezygnowanego, którego przepełnia żałość i prawdziwie głęboki smutek objawiające się jedynie spojrzeniem i trochę zmniejszoną aktywnością życiową? To byłem ja po wyciskaniu na płasko. Świadomość kontuzji klaty przybiła mnie doszczętnie. Jaka myśl mi towarzyszyła? "..." - tylko tyle.
Barki. Mowy nie było o military press, gdzie klata też mocno pracuje. Wyciskałem na suwnicy, 50 kg x 10 powtórzeń w 3 seriach. Duży zapas sił, ale co z tego, jak każdy ruch prawie to lekki ból koło mostka?
Przeszedłem do bicepsa i tricepsa. Na odwal zrobiłem hantlami młotki 17,5 kg x 10 x 2 i 20 kg x 6, a potem ściąganie linki wyciągu jedną ręką podchwytem na triceps 3 serie po 10 powtórzeń 10 kg. O łydkach nawet nie pomyślałem...
Trening z dupy. Zabrałem się natychmiast do domu i do teraz jest mi przykro, smutno i źle. Sam daję sobie 1,5 tygodnia odpoczynku od treningu siłowego, mam nadzieję, że wystarczy to na klatę.
Dla jasności - nie jest to jakiś straszny ból, czasem nawet nic nie czuję, ale czasem taki ciężar, ciągnięcie mięśnia, nie wiem jak to opisać. Pewnie nadwerężyłem lewego cycka, gdybym zerwał lub naderwał, pewnie czułbym mocniej.
Pozwólcie, że jutro zamieszczę dokładne podsumowanie. Rzutować na wagę może to, że dzisiaj z żałości zjadłem pół pizzy
Ale tak poza tym to tylko śniadanie jeszcze i trochę kury
przed treningiem, więc może nie będzie tak źle.
Wybaczcie także brak fotek i konkretnej rozpiski. Jestem mocno przybity, ale znając siebie, już jutro będzie dobrze, jestem wesołym człowiekiem i optymistą generalnie
Ale nie miałem absolutnie ochoty na zdjęcia, może jutro jakieś cyknę, takie, żeby nie burzyć estetycznego poczucia co poniektórych jeśli chodzi o kłaki
Obiecuję, że kolejny post z serii podsumowania, a już na pewno posumowanie okresy Tighta będą już tak jak zwykle.
Jeszcze tylko dodam, że z racji tej małej kontuzji zostaje mi 3 razy w tygodniu 60 min na rowerze, 2 x HIIT i koszykówka. Kreatyna 5 g dziennie na podtrzymanie i jedna tabletka Venoma.
Mam nadzieję, że w poniedziałek za dwa tygodnie dam czadu na treningu i wrócę do rzeźbienia sylwetki już szczuplejszy o kolejne kilka kilo. Pewnie trening będzie bardziej delikatny no i siłą rzeczy mniejsze ciężary bo redukcja postąpi. Liczę na to, że sylwetka aż tak bardzo mi się nie posypie. Bo chyba bez sensu ćwiczyć wszystko inne bez klaty i może barków?
Dobra, koniec smęcenia. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i oczekujcie na jutrzejsze, mam nadzieję że ładne, podsumowanie. I trzymajcie kciuki za tego cholernego cycka, co by się zrósł mocno z mostkiem i nie przeszkadzał w rzeźbieniu ciała Apolla