3.04 Poznań Półmaraton
Jest! Udało się! Życiówka nabiegana.
1:34:22
Stara z 2019 1:37:07 więc jest spora różnica.
Stres przed startem ogromny. Ogrom ludzi, ciasno praktycznie przez cały bieg.
Pierwsze 5 km takie sobie. Nogi ciężkie, drętwe mięśnie przy piszczelach. Puściło nie wiem kiedy. I później biegło się pięknie. Po 15 km zaczęłam czuć zmęczenie. Na 17 km była nasza drużyna, więc było odliczania do 17 naszego kilometra. Tam oczywiście nowa energia. Zostały niby tylko 4 km ale było coraz ciężej, coraz trudniej. Jeszcze 3, jeszcze 2,5, jeszcze 2 a sił coraz mniej. Zaczynam czuć dreszcze na czole, znaczy, że już jest ciężko. Za zaczynają mnie wyprzedzać a przed nami jeszcze paskudny , długi podbieg. No nie dam rady, nie mam siły. A o dziwo, mimo że ciężko tym razem ja zaczynam wyprzedać. Na zegarek nie patrzę. Później już tylko bieg do mety. A tam - nie zatrzymywać się, proszę iść dalej. Jestem w szoku , że ostatnie kilometry udało się utrzymać
tempo.
Niby było chłodno ale w tym tłumie , szczególnie na początku jak było z wiatrem, było mi gorąco. Później wiaterek trochę chłodził.
Open kobiet -54 miejsce. Cieszy ogromnie.
Ale jednak takie duże zawody biega się zupełnie inaczej. Ścisk taki, co chwilę ktoś się przepychał, trącał. A mnie szlag trafił jak było trzeba lawirować i uważać. Bardzo to wybija z rytmu.
W Poznaniu na dworcu wszędzie schody ruchome. A w Gnieźnie , jak było trzeba zejść po schodach to dramat. Łydki mocno dostały.