Pożegnanie Lucho przyćmiło wszystko
Dzień 16. maja 2004 roku niewątpliwie przejdzie do historii Barcelony. I to bynajmniej nie ze względu na mecz z Racingiem Santander, który porywającym widowiskiem nie był, ale z uwagi na fakt, że w niedzielę pożeganliśmy kapitana, zawodnika niezwykłego, charyzmatycznego, będącego niczym tyalizman dla Katalończyków - pożeganliśmy Luisa Enrique, który rozegrał swój pożegnalny mecz na murawie Camp Nou.
Lucho dla socios jest Barcelonistą, jest kimś kto pokochał klubowe barwy niczym rodowity Katalończyk, 16. maja Frank Rijkaard desygnował go do gry od pierwszej minuty spotkania, kiedy wchodził i schodził z murawy publiczność zgotowała mu owację na stojąco. Sam przebieg boiskowych wydarzeń zszedł w tym momencie na dalszy plan, a skromne zwyciestwo 1:0 mimo wszystko musi cieszyć, bo choć widać, że piłkarze Barcy nieco już opadlki z sił, jednak wygrana pozwoliła awansować na pozycję wicelidera La Liga.
Barca rozpoczęła spotkanie z Puyolem i wspomnianym Luisem Enrique w składzie. Od pierwszych minut to Katalończycy przycisnęli i pod bramką Dudu raz po raz było gorąco, czego efektem bramka Ronaldinho z rzutu karnego, podyktowanego za faul na samym poszkodowanym. Od tego momentu, niemal do końca pierwszej połowy 'katalońska armia' szturmowała pole karne przybyszów z Santander. Gościom wyraźnie jednak sprzyjało szczęście, bo piłka jak zaczarowana nie chciała po raz drugi wpaść do bramki Racingu. Zwłaszcza końcówka pierwszej połowy to co najmniej kilka szans na podwyższenie rezultatu, kilkakrotnie Ronaldinho, później Saviola i tuż przed gwizdkiem kończącym pierwsze 45. minut, Luis Enrique (trafił w spojenie słupka z poprzeczką) mogli wpisać się na listę strzelców. Ale tablica wyników na Camp Nou wciąz pokazywała skromne 1:0.
Druga część spotkania wyglądała podobnie... do czasu czerwonej kartki rekonwalescenta Puyola, który w ciągu 180 sekund zarobił dwa żółte kartoniki. Wcześniej znów bliski szczęścia był Saviola, ponownie jednak ponownie lepszy okazał się goalkeeper przyjazdnych - Dudu. Argentyńczyk został ostatecznie zmieniony przez Kluiverta, a Lucho przez Overmarsa, ale przebieg boiskowych wydarzeń niewiele się zmienił. Barcelona utrzymała prowadzenie, choć jeszcze w końcówce parokrotnie było groźnie pod bramką Valdesa, wówczas oczekiwaliśmy już tylko na wieści z Murcii...
A tam, jak się okazało, pretendent do wicemistrzowskiego tytułu, Real Madryt, poniósł kolejną z rzędu porażkę, tym razem ze zdegradowanym już do Segunda Division zespołem Murcii. Dzięki temu wynikowi, Katalończycy wreszcie przeskoczyli w tabeli odwiecznego rywala i przed ostatnią ligową kolejką zajmują drugą pozycję. W Barcelonie marzą jednak o mistrzostwie, lecz do tego potrzebna jest dobra, równa gra przez cały sezon - z nadzieją patrzymy, że właśnie tak od września będą prezentować się nasi ulubieńcy.
FC Barcelona: Víctor Valdés; Reiziger, Puyol, Oleguer, Van Bronckhorst; Xavi, Cocu, Davids (Motta, 89'); Luis Enrique (Overmars, 58'), Ronaldinho, Saviola (Kluivert, 62').
Racing: Dudu; Moratón (Morán, 84'), Casar, Juanma, Ayoze, Cristian Alvarez (Anderson, 60'), Diego Mateo, Nafti (Pablo Lago, 74'), Afek, Jonathan Valle, Javi Guerrero.
Arbiter: Daudén Ibánez (Aragonia)
Widzów: 73.300
Gol:
1-0, Ronaldinho (15' - karny)