hej North :) ja też Cię podczytuję!
**
poniżej elaborat o moich wrażeniach z planu schodkowego Wodyna. długie i nudne. są to tylko moje subiektywne odczucia, na które złożyło się wiele czynników (i taki nie inny staż, i takie nie inne nastawienie, i takie a nie inne słabe punkty) i pewnie każdy mógłby mieć inne odczucia tutaj.
Plan schodkowy Wodyna
Cele jakie mi przyświecały wyszczególniłam w pierwszym poście.
Zabierając się za ten plan nie miałam wyobrażenia do końca jak to będzie wyglądało, stąd nie udało mi się uniknąć błędów, których być może dziś bym nie popełniła. nie do końca też wiedziałam czy moje cele są słuszne - ale tak je sobie w tamtym czasie wyobrażałam.
Pierwsze co plan zakładał - to zmierzenie maxów w podstawowych ćwiczeniach (bo to na ich podstawie wylicza się ciężar pierwszego treningu). Tutaj nastapiła
pierwsza rzecz w której popełniłam błąd:
- Maxy postanowiłam zmierzyć w domu, co nie było do końca miarodajne, bo były to maksy siłą rzeczy ostrożniejsze (strach przed kontuzją) niż gdyby miały być zmierzone na siłowni.
- Drugi błąd był taki, że były mierzone jednego dnia, po sobie
- A trzeci - sztanga pizgnęła mi ze stojaków na podłogę i po prostu zrobiła w niej dziurę.
jedyny plus takich maxów był dla mnie taki - że od tego co miałam - wyszły stosunkowo niskie (i jeszcze trochę przeze mnie zaniżone) obciążenia na pierwszy trening.
W skrócie zalożenie planu:
Wyznacznikiem obciążenia jest tutaj MC, gdzie pierwszy trening zaczyna się połową maxa mc. Jako że u mnie te wyliczenia wyszły kulawo to pierwszy tydz. dnia MC zaczęłam od 40 kg (czyli zaniżona połowa maxa)
ciężar innych głównych (dla mnie to były: przysiad/OHP/WL) wylicza się procentowym stosunkiem ćw. główne/mc, np. max mc = 90 kg, max przysiad = 70 kg. czyli przysiad/mc = 70/90 = ok 77% Tę procentową wartość z danego boju należy pomnożyć przez połowę max mc (ja założyłam 45 kg) - to wyszło 77%x45=34,65 - czyli w zaokrągleniu pierwszy dzień siadów zaczęłam ciężarem 35 kg.
Obciążenie dla głównych bojów na kolejne treningi należało obliczać analogicznie tyle że podastwą była wartość ciężaru mc z kolejnego treningu - a założenie było - dokładać co tydz. w mc +2 lub 3 kg. Ja dokładałam 2,5 bo takie miałąm krążki.
Co do ht - które było tutaj moim wymysłem - progresowałam +2,5 kg zaczynając chyba od wartości 55 kg.
Plan zakładał 10x10 w głównych bojach na tym wyliczonym stałym ciężarze, progresja co trening. Jak się doszło do wartości, że nie było się w stanie ukończyć 10x10 tym co się na patyku ma, należało zrobić tydz. offa i zacząć 10x5.
szczegóły zresztą w linku, który wkleiłam wyżej.
TRUDNOŚCI:
1. zabiła mnie matematyka
Takie obliczenia szybko się skomplikowały, bo o ile dla przysiadu i MC przyjełam wkrótce uproszczoną progresję +2,5 kg co trening na stałym ciężarze i jej się trzymałam tak w przypadku OHP i WL sprawa okazała się bardziej skomplikowana - bo tutaj wyliczenia wskazywały dokładkę co poł kg np. lub co kilogram. A ja albo nie miałam takich krążków i wychodziło za dużo albo za mało. Efekt był taki, że w tych ćwiczeniach często nie progresowałam z tyg. na tydz. tylko po prostu ciężar - który był czasem zawyżony w stosunku do obliczeń (bo nie było innej konfiguracji talerzy) - powtarzałam ten sam następnego tygodnia. tym samym nastąpił pierwszy wyłom w planie.
2. Zabił mnie czterodniowy cykl
Split z partią raz w tyg. ma to do siebie, że trza się trzymać w miarę regularności i robić te 4 dni. Bo jak jeden dzień treningowy wyleci - i powstaje możliwość nie zmieszczenia się w 7 dniach to rodzi się pytanie (mi się znaczy zrodziło) co dalej - czy wywalać jeden dzień i danego tyg. nie robić np. klaty czy wydłużać tydz. do 10 dni. ja częściej wywalałam jeden dzień po prostu. i był to najczęściej dzień klaty (czyli WLa)
3. Zabiły mnie znienawidzone ćwiczenia
WL konkretnie, którego nienawidzę a który mi też tak średnio idzie. To był jedyny dzień, który z racji małej ilości i to podstawowych ćwiczeń postanowiłam wykonywać w domu. I często tutaj zabrakło konsekwencji i chęci - parę ladnych dni z klatą mi wyleciało po prostu, toteż i progres w wl był słaby lub nie było go wcale. Z perspektywy czasu sobie myślę, że mogłam tutaj wstawić cokolwiek na klatę - chociażby
sztangielki na skosie robione nie koniecznie 10x10 i nie trzymać się sztywno planu.
4. Dorzucanie pozaplanowego podciągania
W międzyczasie mając przed oczami nowy cel w postaci podciągania - próbowałam je intensyfikować dorzucając gdzieniegdzie do innych dni niż to było przewidziane.
ZALETY/LUB WYCIAGNIETE WNIOSKI/LUB ODCZUCIA
1. W zasadzie nastawiłam się od początku na progres w MC i przysiadzie na które zwracałam największą uwagę. Na OHP mniej - ale tu też nie było najgorzej. Porażką był WL, bo go po prostu olałam.
Fazę 10x10 zakończyłam poprzez porażkę w MC (który de facto robię uczciwie dopiero od paru miechów) - MC 10x10 na ciężarze 55 kg to była moja granica, która - może by i mogła być na uparciucha nagięta - ale kosztem dłuższych przerw niż zakładał plan czy rest paus (które pojawić się nie powinny).
W przysiadzie 10x10 poszło 50 kg - i tutaj myślę, że dałoby się może coś jeszcze wycisnąć. OHP - 17,5 kg (na granicy, więcej bym nie dołożyła), WL - bodajże 25 :(
W HT sobie po prostu dokładałam, a że zaczęłam nisko - to jakoś niebotycznie wartość ciężaru nie wzrosła.
W trakcie planu, bodajże pod koniec 10 miałam chyba 2 okresy zniechęcenia, które zaskutkowały tym, że robiłam sobie tygodniową przerwę od ćwiczeń wogóle.
Dlatego okres 10x5 przywitałam z entuzjazmem, bo poprzez zmiejszenie liczby powtórzeń dawał początkowo chwilę wytchnienia. Tutaj już nie podziałałam długo (choroba), bo z 3 tyg. tylko - w MC i przysiadzie myslę że był potencjał, w WL nie było wogóle, w OHP - też średnio. HT potraktowałam poza konkursem i zaczęłam go robić jako 8x10 z progresją +2,5 kg na trening. Tutaj też dopiero właśnie zaczęłam mieć pierwsze przebłyski co by WL z tego planu wywalić skoro mi nie leży.
Reasumując - pewne ćwiczenia poszły wzorcowo, inne - przez własne zaniedbanie, negatywne nastawienie i brak jasno zzastosowanej przeze mnie progresji (lub nie trzymanie się jej) poszły fatalnie lub średnio.
Ale też dzięki planowi dowiedziałam się np. na własnej skórze co i jak dobrze łączyć w planie a co niekoniecznie, jak jedno ćwiczenie może oddziaływać na kolejne (np. czemu lepiej nie robić ciężkich przysiadów po ciężkim dniu MC). dowiedziałam się, że optymalną dla mnie liczbą dni treningowych jest 3 i nie więcej. że dłuższy niż półtorej godziny trening to nie byłby dobre rozwiązanie dla mnie (treningi w zależności od fazy i dnia trwały od godziny do półtorej max). Udało mi się sprogresowałać stale i niezmiennie w kilku ćwiczeniach.
czy poleciłabym ten plan? zależy komu. i zależy z jakimi celami. na pewno wymaga cierpliwoci i konsekwencji, której u mnie w paru miejscach zabrakło. i dobrej miski bo wywysa trochę energii. może jeszcze kiedyś uda mi się go dokończyć.
___
tyle wywodu. później dorzucę wypiski już z aktualnych treningów.