Dziś zrobiłam trening B domatorek: przysiad bułgarski,
wiosłowanie nachwytem, wyciskanie stojąc, uginanie ramion, francuz, brzuszki. Obciążenia małe, więc nawet nie wpisuję. Ale w sumie na tych mniejszych obciążeniach w np. wiośle lepiej czułam mięśnie pleców, więc taki trening też mi coś dał. Jeszcze pojutrze C i będę próbować wracać do ciężarów sprzed wakacyjnej przerwy. Dziś już było trochę więcej chęci do ćwiczeń niż przedwczoraj.
Osoby komponujące moje menu w cateringu chyba uznają, że jeśli jedzenie a być bez laktozy i glutenu, to wystarczy codziennie zamiast produktów z mleka krowiego dawać produkty z mleka koziego a zamiast pieczywa zwykłego pieczywo bezglutenowe. Dziś mam w diecie jogurt z mleka koziego na śniadanie, twarożek z mleka koziego na drugie śniadanie i sałatkę grecką z, jak podejrzewam, kozim serem na kolację. Wczoraj też był kozi ser. Mijają cztery dni kateringu, a ja zaczynam mieć awersję do charakterystycznego smaku mleka koziego. Ze już nie wspomnę, że ono też zawiera laktozę. Wzdęć wybitnych co prawda nie mam, ale idealnie z pasażem jelitowym też nie jest, że się tak wyrażę.
Ale ogólnie chodzę zadowolona, podobam się sobie i myślę nad realnymi i mierzalnymi celami na trzy najbliższe miesiące
(Pozdro dla Nighta!)