Grekar:
Ja mialem dokladnie to samo, pracujac we wlasnym lokalu. Treba bylo go rozkrecic... W ch.uj roboty, codziennie od 8-23 na miejscu zapier.dol, skladanie
szamy, obsluga klienta, rozmowa z usmiechem na ustach, ogarnianie syfu po calym dniu, sprawdzanie lodowek, dostawy, polprodukcja etc. 14h bitej harowy dzien w dzien. Jak wstawalem z lozka rano, tak po raz pierwszy siadalem na dupie w autobusie o 23:30 (powaznie). Jak po calym dniu mialem przejsc z lokalu do autobusu (jakies 500m), to myslalem w polowie, ze sie zatrzymam i nie pojde dalej
. A przed lokalem jeszcze robilem szybki trening, ktory dawal mi mimo wszystko kopa do dzialan. Bez niego czulem sie jeszcze gorzej...
A niektorzy ludzie, ktorzy pracuja przed kompem w korpo i siedza caly czas, wysylajac maile i przechodzac ewentualnie pare razy, 10m do skanera i faxu narzekaja, ze wracaja styrani po ciezkim dniu pracy i nie maja na nic sily/czasu...
niech sobie do gastro pojda robic, albo lokal swoj sprobuja otworzyc...
No, ale do czego zmierzam - spalem wtedy od jakiejs 1:30-6:00, nawalalem trening, caly dzien w lokalu na stojaco-chodzaco, wracalem do domu i praktycznie dopiero wtedy na noc wpier.dalalem doslownie WSZYSTKO co mialem pod reka. 1,5 bochenka chleba, 3/4 kostki masla, wedliny, mieso, sery, salatki... I szedlem spac na 5h. I pozniej przez caly dzien zero glodu praktycznie. Ale to nie bylo dobre, bo hormony sie rozregulowaly. I metabolizm oszalal. Watroba tez, bo zamiast sie w nocy regenerowac po calym dniu ciezkiej mojej pracy, to ona musiala przerabiac te Nutelle i inne kilogramy zarcia.