MaGorZiemniaki są pożywne i fajne. Mają od groma składników odżywczych i biją na łeb wszystkie produkty jeżeli chodzi o stopień sycenia. Ale... Bo zawsze jest jakieś ale. Są produktem, którego lepiej unikać na początku przygody z redukcją. Potrafią, niestety, podbić cukier we krwi w sposób znaczący. A przecież wszyscy wiemy, że nie tyjemy od kalorii. Tyjemy od hormonów. Jeżeli będziemy jedli rzeczy, które spowodują wyrzut insuliny, to proces palenia fatu przynajmniej spowolni. Chleb (jaki by nie był przaśny, ryż i ziemniaki - aczkolwiek pożywne) nie są dobrymi pomysłami dla kogoś kto zbija wagę.
Wszem, masz rację, że insulina przeszkadza w zbijaniu fatu. Ale czy to oznacza, że całkowicie należy wykluczyć z diety? Bo mi się wydaje, że niekoniecznie. Mówiąc (pisząc) to mam na myśli ustalenie jakiegoś limitu (dziennego rozkładu BTW), którego nie przekraczamy. Nie chodzi mi tu o opychanie się też węglowodanami, ale raczej ustalenie ich na racjonalnym poziomie. Dlaczego? Jeżeli Barti już teraz je weeliminuje i w pewnym momencie złapie go zastój w zbijaniu wagi, to nie lepiej wtedy obciąć nieco węgla?
Z tym, że tyjemy nie od kalorii do mnie nie przemawia (tak, widziałem twój planowany test, gdzie w przyszłości chcesz być na tłuszczówce i nie liczysz kcal). Opierdziel dziennie 6-7 tys (albo i więcej) kcal na diecie tłuszczowej i sprawdzwy czy nie wpłynie to na wagę.
Sam ostatnio trochę "bawię się węglowodanami" (a właściwie ich podażą). I owszem załwazyłem, że przy zmniejszeniu udziału kcal z węgli w ogólnej puli kcal, sylwetka jest jakby "lepsza". Na pewno zanczący wpływ też na to ma mniejsza retencja i mniejsza ilość treści pokarmowej.
MaGorBarti - trzymając się tych zasad straciłem 90 kg tłuszczu. Nie piszę o niczym czego bym nie przerabiał na własnej skórze.
Jak chcesz to jedz to co inni (grzanki, sranki, placuszki). Ja tylko piszę o swoich spostrzeżeniach i na pewno nie chcę Ci w sposób złośliwy zepsuć radości z jedzenia
Fakt faktem Ty MaGor znasz to z własnego doświadczenia. Tylko spójrz na to też z nico innej strony: wydaje mi się, że Barti jest teraz na nieco innym etapie redukcji niż Ty byłeś w przeszłości. tzn. startuje z zupełnie innego poziomu.
MaGorOd wieków o tym wiedziałem. W moim mieście był bardzo dobry klub zapaśniczy. Jak moi koledzy zbijali wagę przed zawodami to mieli powiedziane: żadnych ziemniaków i chleba. A były to czasy mądrych i doświadczonych trenerów, którzy nie mieli dostępu do Internetu, ale mieli wyniki na poważnych zawodach

No i chłopaki zbijali wagę. Bez chleba i ziemniaków.
Tak z ciekawości: kiedy to było czasowo? Tzn. czy był dostęp do substytutów węglowodanów, o których piszesz? Bo może chodziło po prostu o wypłukanie glikogenu i "wysiusanie" nadmiaru wody, a tym samym
zbicie wagi?
MaGorPierwszą kromkę chleba razowego zjadłem na etapie wyprowadzania z diety. Po 13 miesiącach.
W warzywach są takie same węglowodany jak w cukrze z buraków, tylko jest ich mniej i zawierają błonnik

Ja liczę zawsze.
Jasne, ale jest coś takiego jeszcze jak witaminy i inne cenne składniki w warzywach. Ich chyba nie należałoby się pozbywać? Z resztą w warzywach tych węgli za dużo nie ma (np. pomidor ~2g / 100 g). Poza tym cukier z buraków (mniemam, że masz na myśli stołowy), powiedzmy sobie wprost: jest "lekko" oczyszczony ze składników odżywczych
Ale co mnie bardziej zaciekawiło w tym fragmencie twojej wypowiedzi:
Pierwszą kromkę chleba razowego zjadłem na etapie wyprowadzania z diety. Po 13 miesiącach. I tu dwie sprawy:
- czy będąc wówczas na diecie miałeś CAŁKOWICIE wycięte węglowodany z menu? Pomijam warzywa "niskowęglowodanowe".
- nie wiem, czy to takie dobór słów (niefortunny), ale czy odniosłem wrażenie, że pisząc "na etapie wyprowadzania z diety" masz na myśli tzw. ... od ... do? Mi to trochę przypomina Pania Domu i inną branżową prasę

Bo dla mnie osobiście dieta nie polega na "od do", tylko, na tym, że będę odżywiał się tak całe życie (prowadził taki styl odzywiania), oczywiście poza kilkoma wyjatkami. Może to tylko dobór słów, ale piszę, jakie odniosłem wrażenie
I MaGor, tak jak pisałem u Ciebie w dzienniku (4 stycznia) - bardzo Cię cenię i podziwiam. Choć z ostatnich wpisów odnoszę wrażenie, że Cię zwycajnie hejtuję

Co oczywiście prawdą nie jest

Mam po prostu trochę inne zdanie. I jak pisałem:
- z jednej strony dobrze Cię rozumiem (albo raczej staram się), twoje podejście, bo przeżyłeś to na własnej skórze. Może w pewnym stopniu, aż nadto "przesiąknłeś" zasadami z okresu ostrej redukcji.
- z drugej strony trzeba zrozumieć, że nie każdy jest mnichem, nie każdy jest w stanie całkowicie wawalić ww z diety. To, że u Ciebie to się sprawdziło, nie oznacza, że inni też mają tak samo postępować
