Dzięki dziewczyny, że jesteście. Pracuję sobie w domu, więc nie ma problemu ze skoczeniem do kuchni i zrobieniem nawet porządnego dania. Na myśli mam rozkład kcal. Skoro zazwyczaj śpię te 6-8 godzin na dobę, zjadam B/T/W = 120/80/120 gdzie kcal krążą wokół liczby 1700 i co drugi dzień ćwiczę siłowo+20 minut aerobów po treningu... To w chwili gdy zarywam całą lub prawie całą noc,
potrzebuję zwiększenia kcal? Dam radę wysiedzieć na samych sałatkach rzodkiewkowych :)
A teraz przyznaję się bez bicia, że
wczoraj zabalowałam. Kieliszek wódki i 2 lampki wina... Nie ma co się usprawiedliwiać, ale pozwolę sobie zauważyć, że tańczyłam aż urwałam obcas, z którym nad ranem wróciłam do domu ... w dłoni
Widzę
efekty ćwiczeń po sobie. Widzę chęć do życia. Ciesze się, że na siłownię nie chodzę codziennie, bo wpadłabym w rutynę. W wolne od treningu dni, tęsknię za pakernią. Poziom endorfin chyba jakiś cudem podniósł mi się na stałe :) Wiem, że robię coś dobrego i widzę postępy. Niebawem fotki, zapewne niewielka różnica będzie na nich do zobaczenia, ale najważniejsze, że mieszczę się np. w bluzę, która nie jest rozciągliwa i wcześniej miałam problem z wciśnięciem łapek w rękawy i zapięciem się!
Kto powiedział, że nie ma przepisu na sukces? Może to nie całkiem "łatwe i przyjemne", ale na pewno lepsze niż głodówki i coraz dłuższe treningi pseudo-odchudzające.
Tak się cieszę, że tu jestem <3
Wiem, że póki nie wrzucę dokładnych pomiarów i wagi, nie będę tutaj specjalnie kontrolowana przez szefowe, ale mam pytanie... Co będzie dalej? Będziemy zwiększać kcal, czy obcinać ? :D
Uśmiecham się. Na siłowni unikam spoglądania w lustro, bo bawi mnie to u kolegów koksów, ale w domu zerkam na każde odbicie, czy to monitor, czy okno w kuchni...
Uśmiecham się sama do siebie, uśmiecham się do ludzi. Nie porównuję się z chudymi laskami, siedzę sobie na wydziale z założonymi na klatce rękami i napinam sobie mięśnie, które tak fajnie skaczą. Czasami robię to do jakiegoś rytmu, a czasami po prostu, żeby nacieszyć się tym, że moje maleństwa się obudziły.
Czuję się silniejsza, lepsza... Czuję się mądrzejsza, czuję się po prostu bosko, nawet kiedy widzę ultra zgrabną kobietkę, bo wyobrażam sobie, że może jej przemianę materii i figurę dała natura, ale ja ćwiczę na pace i po pierwsze będę wyglądać jeszcze lepiej, a po drugie,
będę super bohaterem. To nie tylko wygląd. To siła. Delektuję się wchodząc po schodach na 3 piętro. I czuję, że robię to dla zdrowia, robię to dla siebie, robię to by być silna, by dać radę walczyć z każdą przeciwnością losu... Choć to moje
napinanie mięśni bardziej przypomina krowę na łące, która odgania muchy skurczami mięśni :)
Wiem, że mam czas, wiem że
na wszystko trzeba zapracować. Wiem, że koleś który mi się podoba, kiedyś się zesra na mój widok. Wiem, że będę to kontynuować, wiem że to dla mnie, wiem że jeszcze w/w kolesia oleję. Kocham to.
SFD to nie forum, to biblia :D to sposób na życie. Ale sie rozpisałam, wczułam oj oj oj...
P.S.: WCZORAJ W OGÓLE SIĘ NIE MĘCZYŁAM NA PARKIECIE. W O G Ó L E ! ! ! ! !
Zmieniony przez - Majli w dniu 2011-10-28 20:31:38
Zmieniony przez - Majli w dniu 2011-10-28 20:34:48