Piszę na wszelki wypadek, gdyby komuś przyszło do głowy, że zwątpiłam i się poddałam ha ha ha... No więc tak:
okres - w sobotę (jest środa) miałam kran, istny nalewak w barze dla wampirów. Co myślicie o
Hemorigenie?
Powiem tak, trzymam się tych węgli tłuszczy i białek:
120/80/120 robię sobie zrzuty dziennika, kiedy nie mam czasu wpisuję cały bilans z dnia, bez podziału na posiłki, ale kontroluję to co jem.
Ciekawostka cukrowa: zapewne to zbieg okoliczności, ale odkąd zaczęłam sobie w te 120 gram węgli wrzucać cukier i miód, ruszyło u mnie coś. Pomiary i waga będą jak mi się okres skończy, ale mam to przyjemne wrażenie wklęśnięca w talii, po którym lubię jeździć przedramionami. ( tak...
)
WAŻNE PYTANIE:
Słowem wstępu nie zauważyłam, by forumowe pisarki wdawały się w rozmowy o prywacie swojego poza żywieniowo-zdrowotno-sportowego życia, ale ja chyba sobie na to pozwolę, co by uzasadnić pewne moje zachowania.
Studiuję architekturę. Kierunek ten jest przyjemny, ale wymaga sporadycznego
zarywania całych nocy. Wiecie, całe tygodnie bimbam i nie chodzę na zajęcia (kiedy inne kierunki siedzą na uczelni, ja idę sobie na
siłownię <3 ), ale gdy przychodzi oddanie projektu wpadamy w CYKL. Cykl polega na
spaniu co drugą noc, braku czasu na jedzenie, a nawet nastawianiu sobie budzika, żeby nie zapomnieć pójść spać. Czasami ze względu na zaniedbanie wizyt w drzwiach lodówki, pozwalamy sobie na śmieciowe jedzenie, zamawiamy pizze itd. Oczywiście ja już tego nie robię, ba nawet nie biorę "ciapa" od współlokatora :) A pytanie brzmi:
Jak żyć?
Wczoraj np. miska śliczna, z granicą wahania 2 gram w poszczególnych kategoriach. Przy głodzie same warzywka i już. Przychodzi godzina 22, jem sobie sałatkę i łososia. Siedzę przed komputerem. 23, 24, 01...
godziny mijają, a ja nie idę spać tylko pracuję. Czas płynie błyskawicznie, wstaję tylko po kolejne kawy. I tak dzisiaj o 11 zjadłam śniadanie: 30 gram łososia + sałatka z 30-40 gramami fety. Poszłam na oddanie projektu, a po powrocie padłam na twarz i spałam do wieczora. D
opiero o 18:30 zjadłam drugi posiłek. Czeka mnie kolejnych wiele godzin pracy, więc nasmażyłam sobie na 10 gramach tłuszczu naleśników (jajka+
płatki owsiane), polałam je 10 gramami miodu, a z żółtego które zostały ukręciłam (+cukier!) kogiel mogiel (dla niektórych kogel mogel).
Jeszcze będę dzisiaj jadła,
podliczając kcal B T i W wyjdzie ok, ale sama
forma i otoczka jest przykra nieprawdaż? Wiem, że powinnam systematycznie prowadzić to wszystko, a tutaj proszę, mamy ŚRODĘ, czyli mój dzień treningowy, a ja przespałam siłownię i pójdę na nią jutro.
Tygodniowo bilans wyjdzie normalny, ale to nie jest odpowiednie.
Pytanie nie do końca sprecyzowane. Macie może jakieś
wskazówki i porady co do tego? Po prostu kiedy mamy ciężkie doby przed sobą i bardzo mało śpimy. Z jednej strony brak snu wzmaga apetyt, z drugiej pochłonięta przez pracę szybko zapominam i jedzeniu. Hm? Można jeść wtedy więcej węgli, czy wręcz przeciwnie?