Naida, obiadek był pyszny, ale czuję się po nim jednak trochę ciężko
Lady, na siłownię chodzę od wiosny 2007, a z wolnymi ciężarami ćwiczę od zimy 2008. Po drodze były krótkie przerwy.
Jak na taki staż, to nie mam się czym pochwalić, szczególnie pod względem wyglądu, z takim wyjątkiem, że mam teraz większe plecy i ręce niż te 4 lata tamu, ale jak są przykryte sadłem, to po prostu wyglądają na jeszcze bardziej tłuste i zalane
Huanita, ja z tym cały czas walczę.
Dlatego też robię sobie posiłki oszukane, żeby nie mieć napadów na jedzenie
Edit:
Ech...
Dajcie mi porządnego kopa w dupę!
Zawaliłam dietę i nie wiem, co ze sobą począć...
Wczoraj miałam trudny dzień. Rano zjadłam omlet, jak codziennie i wyszłam załatwiać różne ważne, stresujące, osobiste sprawy.
W międzyczasie nie miałam czasu ani głowy, aby pomyśleć o jedzeniu. Do domu wróciłam po dziewięciu godzinach niejedzenia - wróciłam zmęczona, nadal zestresowana, zźiębnięta i mega głodna. Zjadałam jakąś sałatkę z indykiem i 2 kromy razowca z serem, a potem z okazji urodzin bliskiej mi osoby, 2 kawałki tortu, kilka czekoladek i wypiłam klielich słodkiego wina, a na koniec, żeby się dopchać, duże jabłko. Wyć mi się chciało z rozpaczy i z powodu własnej głupoty.
Dziś nie jest lepiej. Śniadanie ok, potem też, bo kolejny posiłek 3 godziny później, a potem... stres, stres, stres i utrata kontroli i znowu... batonik, 2 kromy z masłem i miodem i już sama nie pamiętam co...
A jest dopiero godz. 12:30.
Jest mi wstyd, że tutaj o tym piszę, ale może ten wstyd pomoże mi się opamiętać.
Napiszecie pewnie, że z takim nastawieniem nie mam co tutaj robić i nic nie osiągnę.
Macie rację, ale ja jednak chciałabym prowadzić tego bloga i wpisywać wszystko, jak na spowiedzi, a nie uciekać, gdy pojawiają się problemy.
Zmieniony przez - meraviglia w dniu 2010-09-08 12:38:21