DZIEŃ 7/42
Niedziela, 11.07
MICHA:
9:15 -> omlet (jajko +
płatki owsiane), miód (łyżeczka), omega 3, kiwi
12:00 - 15:00 -> maliny, truskawki, winogrona, migdały, suszone owoce (banan, papaja, ananas, żurawina), rodzynki
17:00 -> kurczak z grilla, schab z grilla, pół kolby kukurydzy, pół ziemniaka, 4 porcje sałatki greckiej z serem feta (sera mało), warzywka z grilla (papryki, pomidorki koktajlowe, cebula), 50ml wódki
19:00 -> arbuz (ok. 400g)
Wartości nie liczone*
choć nie sądzę żebym przekroczyła limit 2000kcal
TRENING:
Nie było. Impreza za miastem miała trwać 4h, trwała 10 (a ja musiałam dostosować się do kierowcy)
SPOWIEDŹ SZCZERA:
Profesorka zaprosiła studentów na imprę pod tytułem: oglądamy finały (GO SPAIN!) i świętujemy obronę Mai. Przed wyjazdem (o 11tej) nie miałam czasu zjeść. Skończyło się tak że przez czas trwania meczu podjadałam owoce, migdały i suszone owoce (bez dodatkowego cukru, sprawdzałam). Jak w końcu zaczeliśmy grilla to padałam z głodu. Mimo tego na ciastka stojące przede mną się nie skusiłam.
Zanim mięso się upiekło, nie wytrzymałam i zjadłam trochę kukurydzy gotowanej i pół ziemniaka. A potem już się opychałam sałatką grecką i mięchem z grilla. Niestety dałam się namówić na symboliczny toast dla mojego sukcesu (te ochlaptuchy co od meczu piwo żłopały nie chciały mi odpuścić, serio). Ale był to jeden toast, więcej nie piłam. Potem był arbuz na deser. Jak wróciłam do domu (o 21:00) to ległam spać i tyle.
Zapraszam do komentowania