Witam,
Mam na imię Michał i jakieś dwa lata temu polubiłem dźwiganie żelastwa. Zawsze byłem fizycznie aktywny, ale mało miało to wspólnego z rozbudowywaniem swojego ciała.
Na początku roku 2007, jako jedno z postanowień noworocznych zdecydowałem się na hartowanie swojego ciała i wzmacnianie swojej duszy . Moim celem było doprowadzenie się do stanu cieszącego oko i rozwinięcie poszczególnych grup mięśniowych utrzymując ładną definicje.
Podstawowym problemem z jakim borykałem się od zawsze, był trud zdobywania kilogramów. Ciężko przybrać na masie, kiedy metabolizm zapie**** niczym szynowy TGV firmy SNCF.
Kiedy pojawiłem się na siłowni ważyłem 68 kg przy 183 cm wzrostu. Chłopak cienkiej kości z dużym zapałem na ciężary. Na treningach raczej nie odpuszczałem i dążyłem do ciągłego progresu. W pierwszy roku ćwiczeń zaopatrywałem się w gainery. Nie było tego dużo bo zjadłem 2 największe Mega Massy. Przytyłem może 2 kg. Po roku czasu postanowiłem zrobić jakąś formę na wakacje. Zakupiłem odżywkę firmy PVL noszącą nazwę Mutant Mass i do tego X-Pand-a. Poczułem różnice w sile i troszkę mnie „podpompowało". Chęć do ostrych treningów się wzmogła i jechałem ostro myśląc o wakacjach. Niestety wagowo dalej słabo i bój o każdy kilogram robił się już męczący. Tuż przed wakacjami zdecydowałem się na produkt, który miał wszystko zmienić Firmy PVL No Shotgun. Faktycznie produkt nie do zastąpienia. Wchodząc na siłownie rwałem podłogi, a wszyscy patrzyli jak na jakiegoś świra. Dzięki temu specyfikowi, mój trening zrobił się dużo cięższy a efekty pojawiały się z tygodnia na tydzień. Ceną jaką trzeba było ponieść (poza tą, która odbiła się mocno na kieszeni) to niesamowicie obleśny smak :d i o ile pierwsze porcje dało się jakoś przełknąć, tak pod koniec na samą myśl miałem odruchy wymiotne :/
Objętościowo troszkę podciągnąłem, jednak na wakacje pojechałem ważąc 72 kg i wyglądałem tak:
Wakacje taktowałem jako okres roztrenowania i trwał ponad 2 tygodnie. Następnie powrót na siłownie i dalsze masowanie. Nie nacieszyłem się zbytnio dobrą passa, ponieważ poćwiczyłem do listopada i uszkodziłem bark. Przez połowę miesiąca robiłem tylko niektóre ćwiczenia na łapę i butterfly. Przy innych ćwiczeniach ból był zbyt uciążliwy. W grudniu postanowiłem odpuścić zupełnie treningi i czas leczenia potraktować jako drugi okres roztrenowania. W trakcie odpoczynku od siłki dorwał mnie wirus grypy, który wyciągnął ze mnie tak ciężko zdobyte kilogramy.
W styczniu powróciłem do treningów z brakiem motywacji i małą depresją. Powrót do formy, dźwiganie śmiesznych ciężarów i ciągłe zakwasy nie pomagały w zmianie nastawienia.
Sięgnąłem do rezerw mocy i postanowiłem poprawić nastawienie psychiczne za pomocą „złotych środków" a więc: zakupiłem sobie białko z Ostrowi żeby pić po przebudzeniu, Olimpu ISOPURE w ciągu dnia i Dymatize Elite na noc. Do tego wciągałem 4 tabletki aminokwasów po treningu - firmy Dymatize BCAA 2200. Przed treningiem czasami piłem carbo Olimpu. Taką mieszankę konsumuję do dzisiaj i widzę średnie efekty.
Moim priorytetem teraz jest klatka oraz ramiona. Niestety klatka stoi w miejscu i nie mogę znaleźć sposobu żeby ją ruszyć. Bardzo proszę o opinie i komentarze. Jestem zwolennikiem konstruktywnej krytyki, więc jeżeli coś jest do dupy to napisz ale miło będzie jak poradzisz jak to zmienić.
Teraz ważę 74 kg i dalej mierzę 183 cm wzrostu przy takiej budowie: