Martucca
Przycupnij sobie ja oczywiście zapraszam, ale do nauki to chyba nie jest najlepsze miejsce i osoba, chyba że wyznajesz zasadę „uczenia się na cudzych błędach „
Jestem tu ostatnia osoba od której można się czegoś nauczyć.
Co do ilości węgli, to już cechy indywidualne, ja u siebie zaobserwowałam że on właściwie są winowajcą, moich mówiąc delikatnie kłopotów z wagą. Takie ilości mięsa (białka)jakie teraz przyjmuje były dla mnie kiedyś rzeczą niewyobrażalną - ja jestem (docelowo – byłam) jeżeli chodzi o smaki typem chlebowo-kluskowo-pierogowo-makaronowym
.
W przeciągu roku, w swoim mniemaniu poczyniłam duże postępy żywieniowe bo polubiłam warzywa (częściowo) i mięso. Myślę że byłam (jestem) uzależniona od węglowodanów.
Ameryki to nie odkryje jeżeli powiem że oprócz nadwagi doprowadzały mnie one do ospałości, tzw. rozmemłania, ciągłego zmęczenia. Wraz z ograniczeniem przyszła i widze to teraz, większa energia.
Obli
ale żeby je wywalać zupełnie, to nie ma mowy.
Zupełnie się z tym zgadzam, o teorii paleo musiałam poszukać w wyszukiwarce
To co podam w poście niżej to aktualna dieta, waga idzie w dół (przynajmniej szła, bo teraz nie sprawdzałam od 2 tygodni, od tygodnia mam te…....no ...jazdy hormonalne, więc wole się nie wkręcać woda trzymaną przez organizm
Kombinować cos czy zostawić póki działa ?
PS. Co ile należy się wazyc i mierzyć żeby korygowac ewentualnie dietę? 2 tygodnie, miesiąc ?
PS1. W tym miesiącu przekonałam się że tzw „PMS-owa jazda na słodycze” była wytworem mojej imaginacji