Może to dziwne, ale ja motywuję się spokojną muzyką przed treningiem. Wprowadzam się w stan uspokojenia, który dalszy ciąg ma na treningu.
Jadę ok. 10 minut na siłownię i słucham sobie spokojnej muzyki.
Lubię usiąść skupiony na ławce, położyć się i patrzeć jak wyciskam.
Skupiam się wtedy dosyć mocno i jakby odcięty jestem od świata.
Łapię się na tym często, że patrzę jak ciężar pokonuje drogę góra-dół, patrzę nie na prędkość ruchu np. ramion, ale właśnie na prędkość ruchu obciążnika (szczególnie na obciążenia na wyciągach) i myślę wtedy:" jeszcze raz w górę powoli".
Nie powiem, że nie zdarza mi się wrzasnąć. Ale raczej preferuję spokój.
Pomimo całego zgiełku i odgłosów
innych odpoczywam psychicznie w siłowni.
Ba, powiem nawet, że wolę jak jest głośno obok mnie podczas treningu.
I jeszcze jedno czego też do końca nie rozumiem, jest fakt, że zdaję sobie sprawę, że mając 29 lat jest za późno, żebym zrobił z siebie "byka"
, ale mimo to ciągnie mnie na siłownię dla samego faktu czucia
jak pracują mięśnie i popatrzenia jak ciężary coraz to większe są przesuwane przeze mnie pod pełną kontrolą. To mi daje frajdę.
Masło maślane ? Może... ale tak czuję
ps. czasami powodem pójścia na trening jest mała Squo o czym niektórzy wiedzą
i chcieli mi ją odbić hrhrhrhr.