Przed treningiem walnąłem tylko 1 miarkę NO-Xplode, bo czułem jeszcze pobudzenie ze spalacza pochłoniętego o 15.30. Energia do treningu była, a i na bicepsie już na samym początku ćwiczeń zarysowały się żyły. Jednym słowem sympatycznie zadziałał już przy pierwszej porcji.
PONIEDZIAŁEK:
1) odwodzenie na boki - 3*30sek*25kg - ZALICZONE
na zmianę z
2) prostowaniem nóg - 15x6szt 10x7szt 5x8szt
3)
podciąganie na drążku podchwytem do czoła- 5x/10x/maxxx... czyli 22 razy

.
na zmianę z rozgrzewką do thrusters - 12kg * 8/8/8/ - ZALICZONE
5) thrusters - 25kg*5powt co 2,5 minuty tyle serii ile wlezie - 19 serii (WODYN, Ty Sadysto!!!

)
Komentarze do treningu:
Pierwsze 4 ćwiczenia zajęły jakieś 20 minut, sądziłem więc, że to będzie wyjątkowo krótki trening. „Niestety”, przy thrustersach utknąłem na dłużej, bowiem... byłem w stanie tyle serii zrobić

.
WODYN pisał, by faza eksplodowania z przysiadu w górę była dynamiczna i przyznaję, że nie wyglądało to u mnie tak dynamicznie, jak bym chciał. Przysiady robię zawsze do kąta 90 st., więc tak niskie schodzenie było dla moich nóg nowością (tyłek pewnie będę miał po teście jak Beger). Reasumując: „dynamika eksplodowania w górę” pozostawia jeszcze sporo do życzenia. Dobra była natomiast płynność przekazywania impetu hantlom, stąd chyba taka ilość zaliczonych serii. W szatni czułem jak mi pot spływa po łydce...
Na siłowni było wesoło, bo pojawił się
Knife, przechwalający się wszem i wobec, że waży już 90 kg ( pewnie zjadł potrójny obiad i sobie zaczopował na 3 dni „wylot”

). Okazało się, że - zgodnie z zapowiedziami WODYNA - znał to ćwiczenie i zaraz zaczął fantazjować, jak to on rwie w górę tyle, że aż ciężar idzie nad głowę razem z podłogą i cała siłownia porusza się niby wzdłuż osi
Knife'a, gdy ten ćwiczy. Straszył mnie też 123-kilogramowym wielkoludem, który pojawia się na siłowni... i owszem, wkrótce tenże gigant się pojawił. Ten sympatyczny chłopak nabawił się w swoim czasie przepukliny przy przenoszeniu 100-kilogramwych kaloryferów. Heh, to jest GENETYKA! Aby się za bardzo nie szarogęsił na siłowni - gdy wypożyczał ode mnie hantle - pokazałem mu na stoperze za ile dokładnie czasu ma mi je oddać, bym nie spóźnił się kolejną serią. Knife patrzył się na mnie jak na samobójcę, ale ja wolę mieć na pieńku z nim (gigantem), niż z WODYNEM

.
Trening przeżyłem i mój bark - mimo, że nieco go czułem, również dotrwał. W ostatnich seriach największy problem sprawiała stabilizacja sylwetki (brzuch się wysuwał do przodu, itp.), bo nie używałem pasa.
Pytania do Agenta W.:
Ad. 3) czy czołem mam starać się dotykać drążka, czy tylko dociągać czoło na wysokość drążka?
Ad. 5) czy w ostatnich seriach używać pasa?