PODSUMOWANIE
Podsumowania nadszedł czas...
Walka od 1 lutego do 30 kwietnia (prawdę mówiąc do 24 kwietnia, bo ten tydzień to walka z ciężarem w swoich maksach
)
Piszę walka, bo w moim przypadku tak było. Pierwsze dwa miesiące były dla mnie fajne, mimo mocnych jak dla mnie wytrzymek, gdzie mój tyłek żył już swoim życiem
, łącznie z brzuchem ciężko mi się je robiło
Co do tego, nie ma co ukrywać...
Zasapana wychodziłam z pokoju jak dziki osioł...Ale jak ja to lubię powtarzać : trzeba czegoś od siebie wymagać, by coś osiągnąć...mogłabym równocześnie siedzieć i nadal kombinować "co dalej...?" a tak w sumie konkurs powolił przełamać rutynę, która wpadła na chwilę.
Myślę sobie teraz...3 miesiące, ale jak wiele dzięki nim zyskałam.
Siłę, więcej cierpliwości i wiarę w siebie, której poza żelastwem mi nieco brakuje
Wiele barier psychicznych pokonałam, wiele dotyczyło aspektu siły, ale wiele też aspektu samego odżywiania.
Nadal wpadają mi "wpadki" i głupie myśli do głowy, ale nauczyłam się przekładać i rozróżniać chęć zjedzenia z racji głodu i chęć...zajedzenia czegoś
Te 3 miesiące pozwoliły mi bliżej poznać swoje ciało, umysł i samą siebie. Nauczyłam się, że czasem trzeba powiedzieć DOŚĆ, STOP. Bywało tak, że ambicje i chęć dokonania czegoś "więcej" brały górę nad rozsądkiem, czasem za wszelką cenę chciałam ćwiczyć, bo muszę, bo jak to...Uraz karku pokazał mi jak wiele się zmieniło, potrafiłam odpuścić, kiedyś mimo bólu...pewnie poszłabym trenować (nie wiem jak, ale pewnie znalazłabym sposób) i za to dziękuję samej sobie, że taką dyscyplinę u siebie wypracowałam, to pewnie nie tylko zasługa tych 3ch miesiący, bo te zmiany przychodziły etapami do mnie.
Tak jak pierwszy i drugi miesiąc były dla mnie pod względem psychicznym i fizycznym na prawdę przyjemne, tak trzeci totalny zjazd...Jakieś karkowe wypadki, niesnaski rodzinne, choroby...szglag.
Nie ma tego złego...
Ale wracając do 3 miesiąca, miałam chwilowy zastój, bo kontuzja karku uniemożliwiła mi ćwiczenia, wcześniej jeszcze święta i micha też podupadła, nie jakoś fatalnie, ale tutaj mam nieco żal do siebie, bo wiem, że mogło być lepiej.
Ale bez spiny, na tyle ile dałam radę, to dałam. Nie będę kłamać, że dawałam z siebie zawsze 100%, bo robotem nie jestem, czasem zwyczajnie mi się nie chciało...
W którymś momencie wpadło trochę niesmaku o czym napisałam, że Opiekunowie czasem tylko wpadali, a ja chyba trochę to inaczej widziałam. Bo czytając inne dzienniki trochę w głowie inna wizję konkursu vel wyzwania miałam. Ale cieszę się, że po prostu otwarcie i ja i reszta dziewczyn to powiedziała, że jednak sporo nieporozumień i niedomówień było. I to też u mnie na plus, żale i urazy warto zaznaczać, bo człowiek workiem na śmieci nie jest, by żale i nie tylko żale chować
Także wyjaśnione zostało, dziękuję
Co jeszcze...chcę napisać, że przez moje drastyczne kiedyś odchudzanie, kompulsy i głupie pomysły przyszło mi płacić nie raz sporą cenę za to...ale konkurs umocnił we mnie myśl, że nie szykuję się raczej !!
na zawody, że moje ciało nie będzie nadawało się na
bikini fitness, bo nie każde musi
I płakać nie będę z tego powodu. Zaakceptowałam swoje niedoskonałości i szukam rozwiązań, wyznaczam nowe kierunki i cele. Wiem nad czym chcę pracować, co poprawić, co dodać i co odjąć
Podziękowania chciałam złożyć w stronę
moderatorów, że mimo mojego ale (bo przecież ja zawsze muszę coś palnąć, coś musi mi się nie podobać, oj...
) to fajnie, że wyzwanie powstało, że korygowaliście błędy, czuwaliście, na tyle ile umieliście, że jak głośno krzyczałam, że potrzebuję korekty, uwag do techniki to byliście
A tak na serio Kinga, Paweł - dziękuję. Za to co robicie, za to że jesteście i nadzorujecie na tyle na ile czas pozwala, bo przecież nie tylko Ladies człowiek żyje
Współkonkursowiczki (Paula, Nadinka i Justyna) dziewczyny Wam dziękuje najbardziej, za to że słuchałyście moich żali, moich "ale", dziękuję że się wspierałyśmy, że wypatrywałyśmy błędy i te dobre strony i każda z nas widziała detale, których inna nie dostrzegała, że nie zrodziła się miedzy nami chora rywalizacja
Za to najbardziej DZIĘKUJĘ!!
Juryś...Tobie dziękuję, za mocne i czasem rozsadzające moją czache uwagi, ale na mnie to działa, dziękuję Ci za precyzje w tłumaczeniu ćwiczeń, ich techniki oraz wiele cennych wskazówek, które od Ciebie otrzymałam.
Gieniuś - Tobie też serdecznie dziękuję, za to że czuwałeś, że wspierałeś mega mocno dobrym słowem, czasem kopem, nazywałeś rzeczy po imieniu podobnie jak Jur.
I za to, że wpadałeś i potrafiłeś z mojej koślawej technik, żalów we wpisie wciągnąć coś pozytywnego
TomQ - Tobie też dziękuję, za merytorykę wypowiedzi, wsparcie, obecność, dobre słowo. Również za to, że czuwałeś, tłumaczyłeś często gęsto po raz ENTY, że tak a nie inaczej...
I za cierpliwość
Tego Ci nie brakuje
Wszystkim
odwiedzającym i kibicującym serdeczne dzięki, że byliście, wprowadziliście w ten dziennik życie (bo te moje wypiski, to byłoby mało
) dziękuję Wam za dobre słowo, poklepanie po ramieniu, ale też czasem kopasa w tyłek.
DZIĘKUJĘ !!
01.02.2016
Maksy:
MC: 91,5kg
WL: 41,5kg
Siad: 62,5kg
24.04.2016
Maksy:
MC: 106,5kg
WL: 49kg
Siad: 76kg
I pora na zdjęcia i puzzle i tabelki ...