Ok, to od dzisiaj ścinam. Pozostało mi tylko parę dni. W niedziele wstawię podsumowanie.
/kącik młodego filozofa on
Z jednej strony, to się cieszę, że to koniec, bo sił coraz mniej, ale z drugiej jest jakiś lekki dołek. W takim sensie, że podsumowania zawsze uświadamiają, iż mamy swoje ograniczenia i nie da się ciała wcisnąć w jakąś wymyśloną formę. Okazuje się, że tak jak jesteśmy ukształtowani psychicznie i nawet najgłębsza psychoanaliza tego nie zmieni (a ewentualnie pomoże zaakceptować jakieś swoje słabości) - tak i nasze ciało ma dużo cech trwałych. Jakby nie było, nasze ciało to nasza historia, i to nie tylko tego 'fizycznego' życia, ale i emocjonalnego. W sumie dobrze, że można na tym podeprzeć jakieś takie poczucie stałości swojego zewnętrznego ja, ale równocześnie uderza to w poczucie wszechmocy. Myślę, że trudno pożegnać się z takim dziecięcym poczuciem możliwości bycia tym, kim tylko się zamarzy.
/kącik młodego filozofa off
Górę z chęcią pocisnę, to jest taka moja pięta achillesowa. Zawsze byłam słaba i chuda w tej części, więc biorę to za mój punkt honoru. Ostatnio nawet mąż mi pojechał w tym temacie, choć zawsze twierdził, że wszystko mu się we mnie podoba. Powiedział, że jak będę robić zdjęcia na podsumowanie, to lepiej żebym nie dawała w pozycji pochylonej, bo strasznie mi wtedy żebra wyłażą.. Ale wyłazić będą chyba zawsze, tak jak obojczyki..
Niemniej jednak wklejam michę z wczoraj, jeszcze z tłuszczami na 90g.