Nightingal - dziękuję. Postaram się pilnować barków, pionowo się staram, ale pierwsze dwie serie nadal chwiejne. Trzecia dużo stabilniej.
Od przed-swiąt miałam czas bardzo wyjazdowo-PieMeSowo-okresowy, potem nadrabianie żyćka, więc średnio było z meldowaniem się tutaj, ale ćwiczyłam.
Teraz mam chwilę, to się dokładnie wyspowiadam.
7.04. Trening B
1. Hip thrust 12, 8, 8, 8
34,5 kg
2a. Inverted row 3 x 12
2b. Wyciskanie sztangielek, leżąc 12, 10, 8
9,2 kg
3a. Wykroki 3 x 8
6,7 kg
3b. Przenoszenie nogi nad klockiem 3 x 10
0,5 kg
4a. Powolne opuszczanie nóg, leżąc 12, 12, 12
0,5 kg
4b. Świece 12, 12, 12
0,5 kg
4c. Swing 3 x 20
11,7 kg
Tak że dodałam obciążniki, po pół kg na razie, do zniesienia.
Potem była przerwa do 14, żadnych poldensów również, wyjazd. Wróciłam z koszmarnym PMS-em, co mi się praktycznie nigdy nie zdarza, tylko okresy mną poniewierają zazwyczaj. Trening zrobiłam, chociaż pierwszy raz baaardzo nie chciałam. Zadowolona z niego nie byłam, jedynie z tego, że się w ogóle zmusiłam. Zero energii i motywacji i chęci + przerwy na "brzuch mnie boli"; wyszło takie minimum z minimum albo jeszcze mniej.
Zatem koszmarny trening z 14.04:
Trening A
1. Wiosłowanie sztangą nachwytem/podchwytem* 3 x 10
27 kg
2a. Pompki 14, 10, 10
2b. RDL 12, 12, 10
27 kg
3a. Wyciskanie sztangielek, stojąc 10, 8, 8
6,7 kg
3b. Przysiad bułgarski ze sztangielkami 3 x 8
6,7 kg
4a. Dead bug 22, 18, 15
0,5 kg
4b. Plank 3 x max
4c. Side plank 3 x max
*Tak sobie pogooglałam i wybrałam to jako zamiennik tego nieszczęsnego drążka. Ale w sumie nie wiem, czy lepiej nachwyt czy podchwyt, próbowałam obu chwytów, ale nie wiem, który wybrać. Albo na co to ewentualnie zamienić.
Jedyną dobrą rzeczą, która z tego wyszła, jest to, że wpadłam na użycie poldensowej magnezji, więc następnym razem, myślę, dorzucę coś do RDL, bo wreszcie nie mam wrażenia, że sztanga wypada mi z rąk.
Potem okresowa przerwa, bo wtedy nie ma szans, żebym choćby kiwnęła palcem. We wtorek już poszłam na pole dance, a w środę, tak w ramach nadrabiania, poszło tak:
Trening B
1. Hip thrust 12, 10, 8, 8
37 kg
2a. Inverted row 3 x 12
2b. Wyciskanie sztangielek, leżąc 11, 9, 12
9,2 kg
3a. Wykroki 3 x 8
6,7 kg
3b. Przenoszenie nogi nad klockiem 3 x 10
0,5 kg
4a. Powolne opuszczanie nóg, leżąc 12, 12, 12
0,5 kg
4b. Świece 12, 12, 12
0,5 kg
4c. Swing 3 x 20
11,7 kg
A wczoraj wpadły gięcia na sali i godzina handspringów.
No i takie ogólne wrażenia:
- trening B dalej mnie zabija; od połowy albo i wcześniej jestem mokra, zdyszana, na koniec padam na twarz;
- z regeneracją chyba w porządku, ja się dość szybko zawsze przyzwyczajałam do większej ilości wysiłku, dużo śpię i takie tam, jedyne co, to czasem ten lewy poślad da znać, że istnieje;
- w związku z powyższym zamierzam nadrobić tamte wyjazdowo-okresowe treningi i machnąć 2 od dziś do niedzieli. ;)
A teraz trochę radosnych pisków (które, co prawda, mogą się wydać śmieszne rurkującym dziewczynom, ale dla mnie to trochę jak zdobyć mistrzostwo świata): są jakieś pierwsze efekty!!!
We wtorek, kiedy byłam jeszcze dość zdechła, robiliśmy trochę handspringów z nogami tak i siak, i przejście do gwiazdy i takie różne, no i w każdym razie moja dolna ręka zaczęła coś robić! Czułam wreszcie, że nie tylko wierzgam nogami i próbuję coś zrobić tułowiem, ona mnie wypychała!!! I wreszcie jest trochę stabilniej po tym, jak wskoczę, chociaż dalej mnie to szybko męczy. Ale wczoraj byłam w stanie robić jakieś combosy ze wskoku, bo już nie latałam jak
chorągiewka na wietrze. Więc jaram się strasznie. I czuję się dziko zmotywowana. I w ogóle życie jest piękne. XD O, i nawet całkiem przyzwoicie robiłam wczoraj pompki z ugiętą nogą w powietrzu i ręką z boku. I nie wylądowałam na twarzy.
A ze stretchingowych rzeczy: wreszcie wlazłam do teardrop backbend (nie wiem, czy to ma jakąś polską nazwę) z góry i znalazłam swoje nogi. Sam teardrop wciąż brzydki, równowagi brak, żeby prostować nogi, ale zawsze do przodu. I w tej dzikiej pohandspringowej euforii odważę się na zdjęcie (małymi kroczkami dojdę do wyrzucenia filmu z ćwiczeń, tak sądzę
).
Jakość taka, bo to tylko ss z nagrania.