Przygodę z siłownią zacząłem w kwietniu 2006... a właściwie w październiku 2005, ale po upływie miesiącznego karnetu (nie pamiętam z jakiego powodu) przerwałem treningi.
Wróciłem, bo mnie ciągnęło do siłowni. Trening u boku instruktora - mistrza wyciskania leżąc zainspirował mnie do tego aby również spróbować swoich sił w wyciskaniu. Potem przyszło też zainteresowanie trójbojem siłowym. Kilka razy wystąpiłem w zawodach. Nie miałem jednak pojęcia jak trenować. Czytałem sfd, miałem też w głowie kilka rad instruktora, ale regularnego treningu z prawdziwym, klubowym trenerem nie przeprowadzałem. Jednocześnie coraz większe frustracje związane z wysokim %bf, sprawiały, że byłem rozdarty między trójbojem siłowym a czymś w rodzaju kulturystyki i ciągłej (nieumiejętnej) chęci redukowania tkanki tłuszczowej. Potem nastały zawirowania życiowe (dużo tu pisać) przez co przez około 2,5 roku nie edukowałem się, nie jadłem dobrze, a ćwiczenia były na dalszym planie.
W zimie 2014/2015 strasznie się roztyłem. Zaczął się też pobyt w szpitalu. Zero siłowni. Brałem leki, które nie pomagały utrzymywaniu zdrowej wagi. Przy wzroście 180cm miałem 100+cm w pasie (tak sądzę, nie wiem ile, nie mierzyłem). Ważyłem też prawie 90kg. Już wtedy postanowiłem redukować. Bez siłowni, bez diety. Na szpitalnym jedzeniu, ale szybko pochłonął mnie automat z batonikami (wiadomo: nuda, leki), więc zamiast planowych 78kg, przy wyjściu ze szpitala ważyłem 83-84kg. I tak nieźle

Pragnienie zadbania o siebie było ogromne. Po powrocie na siłownię wziąłem się za trening, dietę i edukowałem się na potęgę. Założyłem dziennik postępów treningowych, mierzyłem się, robiłem sobie zdjęcia itd. Mając w głowie sieczkę informacyjną brałem się za wszystkie diety i plany treningowe jakie tylko zdołały mnie zainteresować. Nieustannie eksperymentowałem, ale miałem przynajmniej jakiś cel. Zredukować tłuszcz. Pierwsze kroki na siłowni były... czadowe.


Od ponad miesiąca męczy mnie ostry kaszel. Od 2 tyg. nie chodzę na siłownię, od 8 dni kuruję się antybiotykiem w domu. W tym czasie docyzelowałem swój pomysł na swój dalszy rozwój na siłowni, a także wpadłem na pomysł założenia dziennika treningowego na sfd. I oto jestem.

Od poniedziałku będę jechał klasycznie bill starem 5x5. Myślę, że większość z was zna ten plan. Kto nie zna, tego odsyłam do wujka google. Środkowe przysiady tylne zastąpiłem przednimi, z prostego powodu. W ciągu 10 lat treningu kilka razy podchodziłem do tego ćwiczenia i od razu się zrażałem. A jest to klasyczne ćwiczenie wielostawowe. Dobre narzędzie do robienia czwórek, dlatego chcę wyrobić w nim chociaż jako taką formę, aby przestało to być dla mnie obce ćwiczenie. Z ćwiczeń asystujących skłony tułowia z opadu na skosie ujemnym na brzuch, coś na łydki, a także prostowniki na rzymskiej. Zależy mi na prostych ćwiczeniach, w których będę notował mierzalny progres. Do tego uwaga: podciąganie szeroko nachwytem, wąsko podchwytem i dipsy. Trzy ćwiczenia w których ssę, a nie powinienem (do tego dodać wiosło i fronty i mamo pięć ćwiczeń w których jestem kiepski), dlatego obecny etap treningu jest dla mnie POWROTEM DO PODSTAW, stąd pomysł na bill stara. Narzekam na to, że mam małe łapy, ale nie mam prawa narzekać póki nie robię dipsów z 40-tką, podciągania z 20-tką itd. Stąd widzicie nie ma tu w ogóle miejsca na trening na łapy... mimo, że to moja najsłabsza partia. Skoro nie rozwijała się przez lata, gdy się na niej skupiałem, to raczej nie spadnie, gdy o niej zapomnę.

Obecne plany.
Dalej redukcja, potem masa. Nie zamierzać się docinać na maksa, ani dobijać do 8%bf. Wyznaczyłem sobie 3 limity:
- 80cm w pasie, bo zazwyczaj osoby przy moim wzroście przyzwoicie z takim pasem wyglądają.
- 70kg wagi, bo głupio schodzić poniżej.
- 16 listopada. Dzień moich urodzin. Już ciało i psychika będę mega zmęczone redukcją, więc niezależnie od efektów przerywam tego dnia. Mam więc limit 8 tygodni.
Nie dobiję do 3 celów jednocześnie, ale do którego dobiję najpierw, wtedy kończę redu. Pewnie wielu z was powie: "kończ waść, masuj, bo wyglądasz, jak byś wyszedł z Auschwitz".
Ale ja kontynuuję:
- bo zawsze marzyłem o szczupłej sylwetce
- bo jeśli zacznę masę psycha będzie ciągle rwała się do redukcji. Znam z autopsji. Nigdy nie zrobiłem porządnej redukcji, a co za tym idzie nigdy nie zacząłem na serio masy, bo bałem się tłuszczu
- bo przy 18% bf skończę na 19% i nic nie pójdzie mięsa, albo będę masował do 25%, trochę pójdzie, ale zaleję się jak świniak
- bo przy 18% bf i małej masie mięśni jest kiepska partycypacja makroskładników. Patrz: podleję się, a mięcha ni chu chu nie zrobię
- bo mam naturalną tendencję do zalewania. Patrz zaleję się.
- bo nie chcę redukować po masie przez 10 miesięcy, żeby dobrze wyglądać, tylko chcę zrobić krótką, porządną redukcję.
Po redukcji masa. Powoli. Reversem. CC, sporo tłuszczu, umiarkowanie z węglami, delikatna nadwyżka kaloryczna, jeden dzień w tyg. na sporym minusie. Multum zabezpieczeń. Im gorzej pójdzie ta redukcja, tym krótsza będzie masa. I tak nastawiam się, że mnie zaleje, a mięsa nie pójdzie wiele. Takie życie

Jeśli chodzi o obecny trening, to już go opisałem. Dodam tylko, że nie mam żadnych planowych aerobów ani sesji interwałowych, ale lubię jeździć na rowerze. Przez ostatnie 2 tyg. nie było roweru, ale teraz prawdopodobnie znowu zacznie się jazda, mimo, że całkowicie się nie wykurowałem.
Dieta? Wychodzę z wakacyjnego eksperymentu. 4x tydz. po 800kcal, przeplatane z trzema o większej kaloryczności.

Priorytety.
1: Estetyka. Czyli dłuto Fidiasza, Dawid Michała Anioła, Sandow, Gironda, Reeves, Perepeczko, Kevin Sorbo... Chyba kumacie.
2. Siła. Już nie tylko ta trójbojowa. Obecnie chciałbym oprócz tych 3 bojów poprawić również siłę w podstawowych ćwiczeniach kulturystycznych, w których strasznie kuleję, bowiem strasznie je zaniedbywałem. Wiosło, podciąganie, dipsy, żołnierskie. Wierzę, że opanowanie tych ćwiczeń pozwoli mi przy okazji na zdrowszą, lepszą sylwetkę. W dalszej przyszłości chcę również próbować elementów kalisteniki, ciężarów, może nawet strongman, ale wszystko w swoim czasie.
3. Zdrowie, szybkość, sprawność, siła funkcjonalna, ogólny poziom wysportowania. O tym nie zapominam i z wiekiem wszystkie te elementy (zwłaszcza zdrowie) powinny być dla mnie coraz istotniejsze. A więc i nad tym powoli będę pracował. Ciało nie kończy się tylko na silnej, umięśnionej sylwetce, a życie nie kończy się tylko na ciele. Interesuje mnie holistyczne spojrzenie. Chcę wychodzić z siłowni lepszym, dojrzalszym, szczęśliwszym, bardziej pewnym siebie człowiekiem

Zapraszam do śledzenia bloga. Krytyka i porady mile widziane.

http://www.sfd.pl/[BLOG]_90packer__Mens_sana_in_corpore_sano.-t1088838.html
"Ciągi w paskach to jak jazda na rowerze z bocznymi kółkami" - BYK