Dzisiaj zjadłam sushi, bo już nie mam weny i pomysłów na drugie śniadania zabierane do pracy. Jako, że jestem na bezglutenie mam codzienny problem. W domu przed praca jem jakiegoś bełta (zwanego czasami budyniem) z kaszy jaglanej lub płatków owsianych, jajek i
odżywki z owocami. No i to spoko, zmieniam smaki odżywek, owoce i w zasadzie mogę to jeść codziennie. Potem jest gorzej z pomysłami. Dałabym dużo za jakąś możliwość zrobienia kanapek. Jak na razie kilkanaście jak nie kilkadziesiąt podejść do pieczywa bezglutenowego skończyło się porażkami. Wasę bezglutenową Saida poradziła jednak odstawić (nieźle się sprawdzała).
Niby fajnie, bo w pracy mogę gotować, ale ja nic nie robię tylko non stop gotuję. Byłoby fajnie chociaż jedno danie móc przygotować w miarę szybko i sprawnie, żeby nie musieć targać ze sobą składników do pracy, albo wstawać o 5, żeby to jakoś ogarnąć.
Może Wy macie jakieś dobre rady?