Och, skąd ja to znam, dieta, treningi, stawanie na głowie a efektów brak. Pewnie, że jest to frustrujące! Nie ty pierwsza, i na pewno nie ostatnia, tego doświadczasz. I wrzeszczenie na sprzęt sportowy, wypacanie stresu i bicie rekordów kiedy jest się podkręconym wściekłością... znamy to, znamy
Ale skoro to co robisz nie działa, to widocznie trzeba to robić inaczej. Piszesz, że regeneracje miałaś w styczniu - no to czas najwyższy na kolejną.
Słyszała ty o trenowaniu cyklicznym? Najczęściej w układzie 3/1, czyli 3 tygodnie intensywne (z progresem, czyli pierwszy tydzień w miarę ciężko, drugi ciężej, trzeci bardzo ciężko, czyli gdzieś tak na 90%) a po tym 1 tydzień regeneracji, tzn. nadal się ruszasz, ale na luzaku, lżejsze obciążenia, może basen, albo rower albo co tam sobie lubisz robić. A mi się wydaje, że ty cały czas chcesz ćwiczyć na 100%, niepotrzebnie. Pamiętaj, że trening to dla organizmu jest stres. Nie ma większej różnicy czy pompujesz na siłce czy nadmiernie tniesz kalorie albo wegle czy uciekasz przed tygrysem. Stres to stres. Jak go dobrze rozplanujesz, to może działać na twoją korzyść, ale jak piłujesz na maxa, to się w końcu wypalisz. A do tego wszystkiego jeszcze stres z głowy. Po co ci to? Pamiętaj, że ciało robi się siniejsze kiedy odpoczywasz a nie kiedy ćwiczysz.
Wyluzuj trochę, spróbuj w
plan treningowy wpisać sobie regularny lekki tydzień raz w miesiącu, zaplanuj sobie relaks, traktuj go jako istotny element treningu. Spróbuj, co ci szkodzi? Może być tylko lepiej, nie?
Piszę z doświadczenia, wiem jak łatwo sabotować własne wysiłki przerośniętą ambicją i zaparciem i wielką determinacją. O dziwo, często kiedy się trochę odpuści zaczyna się osiągać lepsze efekty.
Trzymaj się, laska!