Dla mnie jest sukcesem nawet te MARNE 20kg. Nie mam czasu na ciśnięcie na siłowni i skupianie się na robieniu masy w 100%. Mam na głowie w chuy spraw i cieszę się, że mogę pogodzić to chociaż w takim stopniu, jak teraz. Czuję się okej, dla mnie ważne jest, że mnie przybywa. Wyrwałem się spod kosy i teraz już naprawdę mi do tego daleko. Obecne 64kg, a początkowe 41kg to spora różnica - nie będę się tu więcej tłumaczył, bo nie zamierzam startować w zawodach i nie spinam dupy, żeby zrobić się typowym tucznikiem. Idę swoim tempem i tyle.
Jem dokładnie tak, jak tu czasem wpisuję i nie ma w tym ŻADNEJ ściemy, bo nie widziałbym najmniejszego sensu, żeby tak sobie tutaj włazić i wypisywać ...... Nie wiem też, skąd wzięło się tam jedno jajeczko, jak ktoś tam wyżej napisał :D