SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Arsenal Londyn vol.2

temat działu:

Piłka Nożna

słowa kluczowe: ,

Ilość wyświetleń tematu: 206494

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 3 Napisanych postów 1820 Wiek 44 lat Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 11819
Znalazłem jakiś news; po meczu Wenger miał pretensje do arbitra o stronniczość i przyznawanie Milanowi zbyt wielu rzutów wolnych, co sędzia umieścił w raporcie.

Rzeczywiście recydywista.
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 14 Napisanych postów 5382 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 29608
QPR 2:1 Arsenal
Mecz nudny w wykonaniu Arsenalu. Za to QPR ładnie powalczyło. Wyłączyłem po bramce na 2:1 po błędzie z serii "lubię się ślizgać" Vermaelena. Wawrzyniak chyba przysłał kilka par butów drużynie z Emirates.

"Form is temporary,
Class is permanent,
You can't buy class!
Arsenal!"

"I've always said that this kid is engaged to brilliance. How good will he be when he gets married to it" Ray Hudson

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 3 Napisanych postów 1820 Wiek 44 lat Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 11819
Jutro Tottenham podejmuje u siebie Swensea. Jeżeli wygra, to wskoczy przed Arsenal dzięki bilansowi bramek. Queens Park Rangers są w strefie spadkowej.

edit: Pomyłka w obliczeniach. Arsenal dalej znajduje się na trzecim miejscu, ale Tottenhamowi do wyrównania brakuje tylko jednej bramki.

Teraz mam nadzieję, że dobrze napisałem.

Zmieniony przez - Kinjo w dniu 2012-04-01 21:26:58
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 0 Napisanych postów 282 Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 1730
Ale nie hejtujcie na Arsenal. Każdemu zdarzają się wpadki. Wenger popełnił tylko jeden karygodny błąd. Niepotrzebnie wstawił Aarona zamiast wstawić Gervinho, wtedy Rosicky grałby jako tzw. "10". Gervinho poradziłby sobie o wiele lepiej niż Ramsey. Jeżeli grałby słabo, to Arsene miał zawsze do dyspozycji Oxlade'a. Już czas najwyższy by wkrótce ujrzeć na lewej stronie boiska Andre Santosa w pojedynku z Manchesterem City, który odbędzie się 8 kwietnia w niedziele o godzinie 17 czasu polskiego.

IMO by myśleć o wygranej powinniśmy wyjść tak:
-------------------Szczęsny-------------------
Sagna-----Koscielny----Verma------Andre
----------------------Song---------------------
-----------------Arteta--Rosicky--------------
Walcott-----------------------------Gervinho
---------------Robin van Persie-------------

Myślę, że jest jakakolwiek szansa na wygraną z City, która ma aktualnie spadek formy i niezbyt miłą atmosferę w szatni.

History, class, tradition - Pride of London!

You can buy player, but you can't buy class.

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 14 Napisanych postów 5382 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 29608
Jestem prawie pewien, że zagra Gibbs. Wenger raczej nie wpuści Santosa od początku po tak długiej kontuzji.
Ramsey na boisku bardziej przeszkadza niż pomaga.

"Form is temporary,
Class is permanent,
You can't buy class!
Arsenal!"

"I've always said that this kid is engaged to brilliance. How good will he be when he gets married to it" Ray Hudson

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 14 Napisanych postów 5382 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 29608
Wojciech Szczęsny dla Weszło: - Lubię hejterów, są dla mnie motywacją

Ten wywiad zrobiliśmy jeszcze przed meczem Polski z Portugalią. Długo czekaliśmy na autoryzację, aż w końcu Wojtek powiedział: - Jak nie odeślę do piątku, to puszczajcie tak jak jest! No to puszczamy. Bramkarz Arsenalu Londyn w ciekawej rozmowie z Weszło! Szczerze polecamy.

Kiedy ostatni raz widziałeś Cheryl Cole?
Zaczyna się. Chodzi o apartament?

Bingo. Weszło zarzucało ci, że fantazjujesz.
Ale ja naprawdę go kupiłem i wciąż w nim mieszkam. Kosztował mnie 850 tys. funtów. Miałem 20 proc. wkładu własnego, resztę dostałem w kredycie. A Cheryl nie jest już moją sąsiadką. Powinienem powiedzieć: niestety. Ashley Cole sprzedał to mieszkanie mojemu koledze z drużyny Johanowi Djourou.

Dlaczego skasowałeś Twittera?
Nie wiem. Może po prostu mi się znudził?

A może była to decyzja klubu?
Nie. Od Arsenalu miałem pełną zgodę na twittowanie. Tak naprawdę opieprzyli mnie tylko za jedną akcję. Napisałem, że Aaron Ramsey wygląda na zdjęciu jak pedofil. Musiałem przeprosić, bo przeczytało to setki tysięcy ludzi i zrobiła się duża afera.

Kto cię postawił do pionu? Arsene Wenger?
On się takimi rzeczami nie zajmuje. Rzecznik prasowy zadzwonił i dostałem po dupie. Powiedział, że są rzeczy, z których nie można żartować, bo ludzie mogą się poczuć urażeni. Ja mam ogromny dystans do siebie i gdyby ktoś napisał coś takiego na mój temat, to by mnie to nie ruszyło. Ale kto by się odważył? (śmiech) Wiem, że przegiąłem, bo nie mogę wszystkiego traktować po swojemu i mierzyć ludzi własną miarą. Każdy z nas inaczej odbiera uwagi na swój temat. Jedni potrafią przyjąć dużo i obrócić w żart, drudzy autoironii nie mają.

Wkurzyć mógł się na ciebie Cesc Fabregas. Za wpis o fryzurze.
Bez przesady. Od czasu kiedy Cesc wrócił do Barcelony odwiedził nas w klubie kilka razy. Jest tu bardzo lubiany i wszyscy się cieszyli, że wpada choć na chwilę. Zaczęliśmy żartować z jego fryzury i pomyślałem, że napiszę to na Twitterze. Z tego co wiem, Cesc po hiszpańsku też wymienia złośliwe uwagi z Xavim czy Iniestą. Co w tym złego? Prawie wszyscy piłkarze w naszym klubie mają Twittera. Frimpong i Wilshere mieli większe problemy. Jack dostał po głowie za żart, że postawi jakieś pieniądze na Arsenal. Jako że jest to zabronione musiał się tłumaczyć. Już nie mówię o Ryanie Babbelu, który zrobił wjazd na Howarda Webba w internecie. Dostał chyba za to karę dyscyplinarną.

Nie odnosisz wrażenia, że przez wpisy na Twitterze zacząłeś być odbierany trochę niepoważnie?
W pewnym momencie złapałem się na tym, że tak było. Gdy zacząłem twittowanie nie myślałem o tym, że ktoś zacznie moje komentarze traktować śmiertelnie serio, a mnie uważać za clowna. Tak naprawdę Twitter w zamyśle nie miał nic wspólnego z moją karierą piłkarską. Był jedynie dodatkiem, sposobem na komunikowanie się z fanami. Chodziło o pozytywny przekaz, o trochę humoru i luzu. Nie miałem zamiaru wpisywać tam poważnych, oklepanych formułek. Nie łudźmy się. Po meczach piłkarze zwykle mówią to samo. Zagraliśmy źle, mamy nadzieję, że będzie lepiej, obiecujemy, że w następnym spotkaniu damy z siebie wszystko. Bla, bla, bla. Mój Twitter miał być inny. Barwny, wesoły, swobodny.

To przypadek, że zrezygnowałeś z niego końcem stycznia?
Skasowałem konto w trudnym okresie i dla siebie, i dla klubu. Rozstałem się z dziewczyną, na boisku nie wchodziło nam nic, byliśmy krytykowani na maksa. Pomyślałem sobie: Wojtek, jeśli cokolwiek może wpływać na twoją formę to usuń to z życia. Żeby nie było: mnie Twitter nie przeszkadzał, ale zrobiło się o nim za głośno. Coraz częściej słyszałem: mądrzy się w internecie, jak zwykle dużo i głupio gada, a na boisku w trzech ostatnich meczach nie wybronił nic. Postanowiłem, że chcę być oceniany tylko przez pryzmat moich interwencji i posłałem Twittera w kosmos. Wiesz co jest irytujące? Gdy bronisz dobrze, a zespół odnosi sukcesy, to ludzie się zachwycają. Nie dość, że jesteś świetny na boisku to jeszcze zabawny i sympatyczny poza nim. Ekstra, co? Kozak. A jak nie idzie, to mówią: niech się weźmie k***a do roboty. Odbiło mu. Siedzi ciągle w internecie i nie trenuje. A ja się pytam jaki wpływ na moją pracę na treningach i grę w meczach ma Twitter? Moim zdaniem - żadną. Ale dobra, usunąłem i mam święty spokój. Jeszcze jedno... Byłem chyba jedynym polskim piłkarzem, który na taką skalę twittował. Dlatego wszyscy koncentrowali się na mnie. Gdyby - tak jak w Anglii czy Hiszpanii kilkudziesięciu czołowych piłkarzy miało konta, nie byłoby takiego halo.

Czytasz wpisy o sobie w internecie?
Wiesz co, nie lubię być obojętny ludziom. Tak naprawdę, lubię tzw. hejterów, bo są dla mnie wielką motywacją. Zawsze staram się im udowadniać, że g**** wiedzą. Wiadomo, że ewoluuję jak każdy. Dziś nie czytam opinii o sobie, nie ekscytuję się bluzgami na swój temat, choć mam świadomość, że są ich tysiące. Wiem, co tam jest napisane. Jakaś część, żebym wyp*****lał, bo Boruc ma wrócić do kadry, jakaś, że jestem beznadziejny i głupi, jakaś - pewnie napisana przez rodzinę (śmiech), że nie ma lepszego ode mnie w Polsce. Kiedyś przeglądałem absolutnie wszystko. Gdy trafiłem do Legii, to na portalu legialive.pl albo legia.net pojawiła się o tym informacja. Wróciłem podjarany do domu, odpaliłem komputer i zacząłem czytać. Ale tak od A do Z. Wszystko.

Co było napisane?
W zdecydowanej większości same bluzgi. W sumie od tego czasu nic radykalnie się nie zmieniło. A to, że g**** potrafię i że załatwił mi wszystko ojciec. Że będę się woził na jego nazwisku do końca życia. Że nie mam pojęcia o graniu, że jest wielu utalentowanych chłopaków, ale nie mają znanych tatusiów i jest im trudniej. Wiesz, jeśli jesteś kilkunastoletnim chłopakiem, to nie rozumiesz do końca specyfiki internetu. Niby mówiłem wtedy otwarcie, że mam to gdzieś, ale jednak mnie bolało. W głowie miałem bardzo namieszane.

Do dziś masz.
No pewnie, ale w innym znaczeniu (śmiech)

Śmiałeś się z fryzury Fabregasa w internecie, a później zarzekałeś się, że jeśli trafimy na Anglię w grupie, to wyhodujesz włosy jakie w 1973 r. nosił Jan Tomaszewski. Dotrzymałbyś słowa?
Ciężko byłoby zapuścić takie włosy, bo to kwestia czasu. Nie urosłyby mi do czerwca. Na pewno chciałbym na Euro zagrać tak jak Tomaszewski w 1973 roku. Coś bym pewnie głupiego wymyślił, bo zawsze chodzi mi mnóstwo pomysłów po głowie. Widzisz, tak sobie myślę teraz o tej mojej wypowiedzi i po raz kolejny łapię się na tym, że jeśli powiem coś lekkiego, czasem głupiego, to media i ludzie biorą to za śmiertelnie poważną deklarację. Pytam się, po co? Bardzo lubię Anglików, zwłaszcza brytyjski czarny humor i często wysyłam podteksty w ich stronę. Wiemy jak wkurzył ich Tomaszewski w 1973 roku. Chciałbym zagrać z nimi na Euro mecz życia. Chciałbym być co najmniej tak dobry jak Artur Boruc na mistrzostwach Europy w 2008 roku, ale w odróżnieniu od niego chciałbym coś wygrać. Artur bronił jak superman i co z tego? g**** nam to dało. Wojtek Szczęsny nie chce być bohaterem Polski przegranej, która na Euro będzie miała świetnego bramkarza, ale zero wyników. Wyjdziemy z grupy, nic nie zawalę, będę szczęśliwy. Jeśli będę bronił fenomenalnie, ale mimo to skończymy na trzech meczach, będzie mnie szlag trafiał.

Potrafisz przewidzieć kiedy odniesiesz kontuzję?
Ha! Chodzi o wyjazd do Korei Południowej?

Zgadza się.
Pamiętam, że na wcześniejszym zgrupowaniu w Warszawie powiedziałem coś takiego: Pomysł na wyjazd do Korei wydaje mi się nieprzemyślany. Nie zdziwię się, jak zaczniemy odnosić przed nim kontuzje. Od razu po meczu z Tottenhamem miałem zrobiony rezonans magnetyczny, bo odnowiły mnie się problemy z plecami. Wyniki zostały przesłane do lekarza reprezentacji Polski Mariusza Urbana i to on podjął decyzję o tym, że nie lecę. Pewnie byłbym w stanie zagrać w tamtym meczu, bo nie był to bardzo poważny uraz, ale pomyśl… Jak wielogodzinny lot zniosłyby moje plecy? To było bez sensu. Siedzę sobie w Londynie wtedy i myślę: no ładnie, to teraz będą pisać, że Szczęsny olewa kadrę. Zadzwoniłem więc do trenera Smudy i powiedziałem: mogę przyjechać na następny mecz do Niemiec z Białorusią. Trener na to: odpocznij, wróć do zdrowia, liczę na ciebie, będziesz mi potrzebny. Zagra Łukasz. Głupio wyszło. Znowu się przyłapałem na tym, że za dużo gadam.

A nie za głupio?
Nie. Za dużo. Wiedziałeś, że poszczególni piłkarze będą mieli kontuzje?

Wiedziałem.
No właśnie, wszyscy wiedzieli. Ja, ty, kibice, wszyscy. Beznadziejnie się tylko złożyło, że akurat ja wtedy byłem naprawdę kontuzjowany. Dobra, mniejsza z tym.

O kadrze jeszcze porozmawiamy. Jak się skończyły Twoje wymiany wiadomości z Leteshą Collins? Gdy sprawa ujrzała światło dzienne było ci głupio?
Nie, a czemu miało być? W ogóle to jest bardzo dziwna sytuacja. Powiem tak: tę dziewczynę dobrze znało pół szatni drużyny rezerw Arsenalu. Wszyscy ją tutaj kojarzą, więc po całej akcji nie miałem spokoju przez kilka dni, bo byłem obiektem numer jeden do polewek. Swoją drogą, nie wysyłałem do niej żadnej wiadomości. Nie mam pojęcia czy to był Photoshop czy ktoś założył fałszywe konto i podawał się za mnie. Nie mam pojęcia. Weźmy takiego Facebooka. Jest na nim mnóstwo profili Wojtka Szczęsnego. Tylko jeden jest prawdziwy. Mam na nim ledwie kilkudziesięciu najbliższych znajomych i z nimi się kontaktuję. Jak ktoś z Facebooka zrobi podobną akcję, to też będziesz uważał, że to była prawda? Wracając do tej dziewczyny. Gdybym chciał w jakikolwiek sposób kontaktować się z nią, załatwiłbym sobie numer telefonu i zadzwonił, a nie pisał na Twitterze. Specjalnie mnie to nie zirytowało, bo już wtedy byłem singlem. Ale gdyby było inaczej, to strasznie bym się wkurzył. Nigdy nie prostowałem tej akcji i nie tłumaczyłem się w mediach, bo uznałem to za pierdołę.

W klubie w jakikolwiek sposób sugerowali ci, że przesadzasz poza boiskiem? Że powinieneś zająć się przede wszystkim treningami i grą, bo akurat wtedy było ciężko?
Nie, bo mają świadomość jednego: nie mogę już mocniej pracować. Jestem szczery ze sobą. Każdy trening i każdy mecz to dla mnie świętość. Wychodzę, daję z siebie 200 proc. Zawsze i wszędzie. Nigdy, będąc już tu w Anglii, nie miałem do siebie pretensji, że odpuściłem, nie popracowałem jak trzeba, nie zaangażowałem się właściwie. Mam do siebie mnóstwo uwag, ale wynikających często z obniżki formy, podejmowania błędnych decyzji czy małego doświadczenia. A nie tego, że odpuszczałem. Powiem ci coś otwarcie. Jestem pewny siebie, wiem, że gram w wielkim klubie, z wielkimi piłkarzami. Patrzę na takiego Robina van Persiego i widzę, że ten facet ćwiczy jak megaprofesjonalista. Jest perfekcyjny nawet w najprostszych ćwiczeniach. To samo inni. I co? Mam olewać treningi, nie strać się na 200 procent? Nie chcę być słabym punktem tej drużyny. Mourinho kiedyś powiedział: tak grasz jak trenujesz. Wielka drużyna i wielki klub szybko weryfikują brak twojego zaangażowania. Nie starasz się, nie pracujesz ciężko, lądujesz na ławie. Tu nic nie przychodzi za darmo. Jak zapieprzasz, możesz otrzymać nagrodę w postaci wielkiej formy. Ale tak nie musi być. I tu jest ta różnica. Jak nie zapieprzasz, droga jest tylko jedna: w dół. Po trudnych chwilach, przyszły lepsze. Zagrałem dobrze z Liverpoolem, zaczęliśmy regularnie wygrywać w lidze i atmosfera wokół klubu zmieniła się diametralnie. Moja forma też. Czuję się teraz bardzo pewnie.

Tak pewnie, by bronić w Barcelonie?
Barcelona to na razie kojarzy mi się bardzo negatywnie.

Dlaczego?
Chodzi o mecz na Camp Nou. Tak sobie myślę, że to był najgorszy moment w mojej karierze. Musiałem wcześnie zejść z boiska, targały mną takie emocje jak nigdy wcześniej, nie wierzyłem, że to się dzieje. Pomyśl: Barcelona przegrała z nami na Emirates 1:2. Pojechaliśmy tam napompowani jak nigdy. Wiedzieliśmy, że ciężko będzie wygrać, bo nawet Inter za czasów Mourinho nie dał tam rady, choć awansował. Ale powiedzieliśmy sobie: to oni muszą nas gonić. Grajmy swoje. Będzie dobrze. No i bum! Stało się. Błagałem, napisz to dokładnie tak jak mówię: błagałem lekarza Arsenalu, żeby coś zrobił, bo potwornie bolało. Za chwilę, żeby nie pokazał bossowi, że trzeba mnie zmienić. Pomyślałem sobie, dobra, jakoś dam radę. Zagram. I mówię mu: nie można uśmierzyć bólu? A on do mnie: człowieku, jak ty chcesz tu zostać, jak nie możesz wyprostować palca? Zerwało mi się ścięgno i nie mogłem wyprostować palca! k***a! W takim meczu! Przy stanie 0:0, gdzie zaczęli się rozkręcać i jechać na naszą bramkę akcja za akcją! Wkurzyłem się, bo myślałem, że lekarz chce mnie uchronić od poważnej kontuzji. Dopiero później dowiedziałem się, że nie było sensu trzymać mnie na boisku, bo nie byłbym w stanie złapać piłki. Nie da się tego zrobić ze zgiętym środkowym palcem.

Nie miałeś po tym meczu wrażenia, że w Arsenalu nigdy nie wskoczysz na poziom Barcelony? Że nie będziesz w stanie wygrywać tylu trofeów?
Nie, a co?

Jesteś się w ogóle w stanie założyć, że w Londynie zdobędziesz cokolwiek?
Pewnie.

O co?
O dużo. Chłopie! Ja nie wyobrażam sobie w ciągu najbliższych kilku lat, że mogę grać gdziekolwiek indziej. Powiem więcej: nie odejdę stąd, dopóki nie osiągniemy sukcesu. Ostatnio jeden z dziennikarzy mnie zapytał czy mam większe ambicje niż walka z Arsenalem o trzecie miejsce w Premier League? Boże, no pewnie, że mam zdecydowanie większe! Patrzę tylko na tabelę i widzę, że w tym sezonie podium to nasze maksimum. Arsenal od siedmiu lat nie wygrał żadnego trofeum i w tym sezonie się to nie zmieni. Ale w przyszłym? Kto wie? Staję przed lustrem, patrzę na siebie i myślę sobie: cholera, interesuje mnie wygrywanie trofeów tylko z Arsenalem. Może dlatego, że jest trudniej, że co roku nas się skreśla. Chcę być częścią tej drużyny, która po latach udowodni kibicom, że złe czasy się skończyły. Nie odejdę, dopóki tak się nie stanie.

Jak reagowałeś na pogłoski o twoim transferze do Barcelony?
Śmiałem się. Doskonale wiedziałem, że nie było żadnego tematu. Dzwoniło tylko mnóstwo znajomych i pytało: Wojtek, idziesz do Barcy? Na serio? Super! To kiedy przechodzisz? Swoją drogą, powiem ci, że to fajnie w wieku 21 lat przeczytać, że niby Barcelona jest tobą zainteresowana. Nawet jak to kompletna ściema.

Kiedy przed kilkoma laty zaczęły do ciebie docierać sygnały o zainteresowaniu Arsenalu też traktowałeś to w taki sposób?
Nie jarałem się. Wiedziałem, że informacje są sprawdzone, ale miałem dylemat. Muszę ci powiedzieć, że podjęcie decyzji o transferze do Arsenalu zajęło mi sporo czasu. Długo rozmyślałem zanim zaakceptowałem kontrakt. Widzisz… Ja wtedy byłem wielkim, zapalonym fanem Legii. Gra w piłkę w jakimkolwiek innym miejscu na świecie dla mnie nie istniała. Poza Legią nic nie istniało! Wstawałem codziennie o 6:30, jechałem z przymusu do szkoły, a później dwoma autobusami na treningi. Tyle że z wielką przyjemnością. Harowałem dzień po dniu, widząc jednocześnie jak inni koledzy opuszczają treningi, imprezują, chodzą na domówki. Wk***iały mnie te ich teksty o tym, ile wypili i do której balowali. Mnie to kompletnie nie interesowało, bo jedyną świętą rzeczą była piłka. Liczyło się tylko boisko i treningi. Na swoją pierwszą w życiu imprezę poszedłem dopiero w Anglii, gdzie nauczyłem się, że jest czas na pracę i czas na zabawę. Wracają do czasów, kiedy ważyły się losy transferu do Arsenalu... Byłem jeszcze dzieckiem, nie myślałem racjonalnie. Sytuacja była zbyt dojrzała jak na mój wiek. Na szczęście o wszystko bardzo troszczył się tata. Gdyby nie on, nie byłbym tu gdzie jestem. Poza tym z Legii łatwo też się nie było wyrwać.

Dlaczego?
Pewnego razu zadzwonił ojciec i powiedział, że trener Wdowczyk absolutnie się nie zgadza na transfer. Choć nie. Inaczej. Wdowczyk powiedział: zgadzam się, jeśli... Resztę można sobie dopowiedzieć.

O co chodziło?
Wdowczyk z różnych powodów nie chciał dopuścić do tego transferu. Nie no, właściwie z jednego powodu.

Jakiego?
Pomidor. Ani razu z nim na ten temat nie rozmawiałem. Miałem kontakt tylko z moim ojcem i Jackiem Bednarzem, który wtedy był moim menedżerem.

Wdowczyk chciał kasę za twój transfer?
Jak nie wiadomo o co chodzi... Tata się mocno wkurzył i zagrał pokerowo. Poszedł do prezesa Waltera i powiedział, że mam życiową szansę, że teraz albo nigdy! No i pan Walter okazał się człowiekiem bardziej ludzkim, życzliwym, rozumiejącym sytuację ojca, którego syn może znaleźć się w piłkarskim Oksfordzie. Prawdę mówiąc w tamtym czasie był to bardziej problem Macieja Szczęsnego niż Wojtka. Ja byłem zafiksowany na Legię. Na szczęście ojciec Walter zrozumiał ojca Szczęsnego. I tak droga do Arsenalu została otwarta. Prawda jest taka, że gdyby nie Mariusz Walter nigdy, podkreślam – nigdy nie przeszedłbym do Arsenalu. Tu nawet nie chodziło o jego wyczucie biznesowe, a zwyczajne, ludzkie zachowanie.

Tata dokładnie opowiedział ci jak wyglądało to spotkanie?
Tak. Nie poszedł kozaczyć, pyskować, wykłócać się. Po prostu poprosił. Powiedział, że ktoś może zablokować mój transfer do Arsenalu i zapytał, czy to jest w porządku? Oczywiście prezes Walter mnie doskonale znał, zawsze starałem się być dla niego uprzejmy i myślę sobie dziś, że to też mogło zaważyć na jego decyzji. Powiedział, że nie widzi żadnego problemu, że doskonale rozumie sytuację. Do dziś nie miałem mu okazji podziękować, ale na pewno to kiedyś zrobię. Okazał się po prostu dobrym człowiekiem.

Miałeś problemy z aklimatyzacją w Londynie?
Wiesz co, byłem w szoku w sensie sportowym. Henry, Ljunberg, Pires, Lehmann, Fabregas. Kompletnie inny świat, a ja w mgnieniu oka zmieniłem Legię Warszawa na Arsenal. Czułem, że trafiłem do innego wymiaru. Wtedy cały przesiąknięty byłem Legią, a najlepszym piłkarzem na świecie był dla mnie – z całym szacunkiem – Piotr Włodarczyk. Z nową rzeczywistością oswoiłem się bardzo szybko. Pierwszy trening to wielki stres. Drugi już mniejszy, a później poszło dość gładko. Pamiętam, że przez pewien czas trenował z nami David Beckham. Któryś z kolegów z drużyny rezerw powiedział mi wtedy: na bank nie zakozaczysz i nie zapytasz się go, jak masz na imię? Mówię: tak, no to zobaczymy. David jako mega gość, najpierw przywitał się z pierwszym zespołem, później podszedł do nas, więc zapytałem: a jak masz na imię, przyjechałeś na testy czy co?

Złapał żart?
Pewnie, że złapał. Uśmiechnął się i powiedział: nazywam się David. Przyjechałem tu trochę z wami pokopać.

Jaki masz kontakt z ojcem. Podobno ci odbiło i nawet on nie ma żadnego wpływu na Ciebie?
Bla, bla, bla. Oczywiście, że ma. Po pierwsze - nikogo tak uważnie nie słucham jeśli chodzi o ocenę moich meczów. On mówi co robię źle, co dobrze. Jego opinia ma dla mnie największe znaczenie. Po absolutnie każdym meczu dzwonimy do siebie. Ojciec każdy mój mecz ogląda. Każdy. Jest bardzo krytyczny. To są rozmowy fachowców, nie opierające się na emocjach, a na rzeczowej ocenie. Nie dochodzi między nami do żadnych pyskówek, nie wkurzam się i nie sypię tekstami: co ty wiesz, gdzie grałeś? Zwykle zgadzamy się w opiniach na temat konkretnych boiskowych sytuacji.

Jak się zwracasz do ojca?
Czasem Maciek (śmiech).

I co?
No i się bardzo wkurza. Zwykle mówię jednak po prostu: ojciec. Ale to nie jest tak, że mamy zimne, pozbawione emocji relacje. Jest zupełnie normalnie. On często dzwoni do mnie i mówi: te, Mistrzu. O widzisz. Ma taki rytuał, że po każdym meczu najpierw pisze smsa. A dopiero później dzwoni. Wchodzę do szatni i już wiem, że czeka na mnie wiadomość od ojca. Na przykład: zaj**iście grałeś, Mistrzu. A jak pójdzie słabiej, to pisze: nie było najlepiej, ale nie przejmuj się, Mistrzu. Głowa do góry!

Używasz perfrum ojca?
Haha! Byłem pytany o opinię. Zapach mi się bardzo podobał, serio. Ekhm, no co? Wyszło jak wyszło. Biznes chyba nie wypalił. Jechałem kiedyś Alejami Jerozolimskimi w Warszawie, zobaczyłem billboard z ojcem i reklamą tego zapachu i pomyślałem sobie: nigdy w życiu. To się nie może udać.

Pytałem czy ci odbiło, bo nie pojawiłeś się na gali tygonika "Piłka Nożna", choć otrzymałeś nagrodę odkrycia roku. Wieczorem w niedzielę widziano cię wtedy w Warszawie w klubie Platinium.
Nie, nie. Czekaj. Prostujemy. 10 grudnia graliśmy chyba mecz z Evertonem. Było 1:0. Dostaliśmy od Bossa wolną niedzielę, więc postanowiłem, że polecę do Warszawy. Bawiłem się w nocy, ale nie z niedzieli na poniedziałek, a soboty na niedzielę. Nagrody nie mogłem odebrać, bo ceremonia wręczenia odbyła się późnym wieczorem, a ja miałem wtedy ostatni lot do Londynu. Rano musiałem pojawić się na treningu zaczynającym nowy tydzień. Dlatego nie odebrałem nagrody.

Nie mogłeś poprosić o zwolenienie z treningu?
W Arsenalu treningi to świętość.

To prawda, że nic w klubie nie dzieje się bez wiedzy trenera?
Oj tak. Arsene Wenger to najważniejsza instytucja w klubie! Najważniejsza. Nie mówię tego w złym kontekście, ale to absolutny dyktator. Kiedyś gdzieś czytałem o historii młodego piłkarza Arsenalu, który niby wyprzedził Bossa na korytarzu i dostał za to karę. To nieprawda, aż tak autorytarnie nie jest. Wiadomo jedno - gdy trener nie jest w humorze, my też nie jesteśmy w humorze. Jeśli Boss jest szczęśliwy, wszyscy mają świetny nastrój. Od zespołów młodzieżowych, po rezerwy i pierwszą drużynę. Cały klub żyje rytmem i pod dyktando Arsene’a Wengera.

Nawet sprzątaczki?
Wszyscy. Tam nie ma człowieka, który nie podlega Arsenowi Wengerowi. Jeśli zagramy fatalnie i trener nas opieprzy, nie ma mowy o żartach na treningu, głośnej muzyce w szatni.

Kto odpowiada za muzykę?
Theo Walcott. Ostatnio wpadł na fajny pomysł, by stworzyć playlistę ulubionych kawałków każdego z nas. Losowo odtwarzane są poszczególne utwory. Przekrój jest niesamowity.

Jaką piosenkę wybrałeś?
Ha! Zaskoczę cię. Carlos Santana - Samba Pa Ti. Ambitnie, co? Jest tylko jeden problem. Jak akurat trafi na mój utwór to w szatni słychać jedno, wspólne: next! Nie podoba się, nie potrafią docenić klasyki!

Twój samochód respektują?
Nie mają wyjścia. Uwielbiam samochody. Jeżdżę teraz Porsche Cayenne. Ostatnio kupiłem nowe auto mamie, bratu oddałem swoje poprzednie. W Arsenalu mamy towarzystwo, które na punkcie samochodów jest absolutnie zwariowane. No i już widzę jak hejterzy po mnie jadą, że lansuję się i straciłem kontakt z ziemią. No to ci teraz opowiem, że ostatnio kupiłem sobie podróbkę zegarka za 70 futnów, bo mnie się bardzo podobała. Musiałbym być nieźle walnięty, by wydać za oryginał 20 tysięcy!

Czyli nie jesteś jak Tomasz Hajto.
A skąd wiesz ile on miał oryginalnych (śmiech)? Identyczny zegarek u nas w Arsenalu, ale za 20 tys. funtów ma Theo Walcott. Porównałem sobie i nie widzę żadnej różnicy. Podoba mi się, noszę go i mam w dupie, że nie jest oryginalny.

Inwestujesz pieniądze?
Tak. Przede wszystkim w nieruchomości. Mam apartament w Warszawie, wybudowałem mamie dom, jestem na etapie budowy bliźniaków. Spłaciłem już kredyt na jedno mieszkanie w Londynie, zamierzam kupić kolejne. Nieźle jak na 21 latka. Staram się lokować pieniądze w rozsądny sposób. Za dużo jest przykładów piłkarzy, którzy zarabiali podczas kariery oszałamiające sumy, a później nie mieli z czego żyć. Swoją drogą miałem ambicje, żeby w przyszłym roku zacząć studia, ale myślę sobie: chłopie, grasz sześćdziesiąt meczów w sezonie i nie dasz rady. Na pewno po zakończeniu kariery chciałbym robić coś zupełnie niezwiązanego z piłką. Na pewno nie będę trenerem. Ani pierwszego zespołu, ani młodzieżowego, ani tym bardziej bramkarzy. Prawdopodobnie otworzę swój biznes. Nie ma znaczenia czy będzie to mała, rodzinna firma czy wielkie przedsiębiorstwo. Ważne, żeby sprawiało mi satysfakcję.

Poza samochodami do czego masz słabość?
Zdecydowanie do ubrań. Ale do Jacka Bąka to mi trochę brakuje.

To jak zareagowałeś na jego opowiadania o garderobie?
Jak to jak? Poszedłem i kupiłem płaszcz z największą jak to możliwe liczbą gniazdek.

Zmierzając powoli do końca. Co sądzisz na temat Franciszka Smudy?
Powiem ci tak: mnie kompletnie nie obchodzi, jaka jest opinia mediów czy kibiców na jego temat. Mam to gdzieś. Nigdy nie miałem z nim żadnych problemów. Nie było między nami żadnego spięcia. Nasze kontakty odbywają się na płaszczyźnie trener - zawodnik. Zawsze go będę szanował, bo jako pierwszy selekcjoner dorosłej reprezentacji powołał mnie na zgrupowanie. To u niego zadebiutowałem, to on na mnie postawił i nie marudził, że jestem za młody, że potrzebuje bardziej doświadczonego bramkarza na najważniejszą imprezę w historii polskiej piłki. Dla mnie Smuda to porządny facet. Ma fajny sposób motywacji. Dużo przeklina w szatni, a do mnie taki przekaz trafia najlepiej. Osobiście wolę, żeby trener rzucał k***ami, wściekał się, krzyczał niż się z nami pieścił. W polskiej piłce ta druga metoda nie przynosi efektów.

Chcesz być zapamiętany jako...
Przede wszystkim jako świetny bramkarz. Tylko tyle. Nie chcę być celebrytą i nie chcę, by kiedyś ktoś powiedział o mnie: Szczęsny? A to ten co był z tą piosenkarką? Tą co pokazała cycki całej Polsce. Byłaby to dla mnie porażka.

Rozmawiał
MATEUSZ ŚWIĘCICKI (dziennikarz ORANGE SPORT)

źródło: http://www.weszlo.com/news/10017-Wojciech_Szczesny_dla_Weszlo_-_Lubie_hejterow_sa_dla_mnie_motywacja 

"Form is temporary,
Class is permanent,
You can't buy class!
Arsenal!"

"I've always said that this kid is engaged to brilliance. How good will he be when he gets married to it" Ray Hudson

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 0 Napisanych postów 282 Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 1730
Genialne ;D Ciekawe czy Bendtner wróci do Arsenalu. W sumie cieszyłbym się jakby Nicklas do nas trafił. Mimo jego podwyższonego ego, to jednak sam Bendtner >>>>>> Chamakh, Park. Musi przywyknąć do tego, że będzie AŻ zmiennikiem Robina, który jest od niego o wiele lepszy.

History, class, tradition - Pride of London!

You can buy player, but you can't buy class.

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 14 Napisanych postów 5382 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 29608



Henderson i Afobe




Zmieniony przez - ciamciara w dniu 2012-04-06 11:59:14

"Form is temporary,
Class is permanent,
You can't buy class!
Arsenal!"

"I've always said that this kid is engaged to brilliance. How good will he be when he gets married to it" Ray Hudson

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Cris Thug Il Fenomeno Moderator
Ekspert
Szacuny 149 Napisanych postów 17491 Wiek 32 lat Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 196617


Ole-le, ola-la, ser del Barça és el millor que hi ha!

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 14 Napisanych postów 5382 Na forum 15 lat Przeczytanych tematów 29608



W oczekiwaniu na mecz.

"Form is temporary,
Class is permanent,
You can't buy class!
Arsenal!"

"I've always said that this kid is engaged to brilliance. How good will he be when he gets married to it" Ray Hudson

Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Trening dla mlodego pilkarza pomocy

Następny temat

Zaczynam na poważnie.

forma lato