Witam,
dzisiejszy trening:
rozgrzewka:
MC: 29(10), 39(5), 45(3)
Wyciskanie sztangi stojąc: 6(10), 10(5), 14 (3)
Ściąganie drążka górnego: 20(10), 24(5), 28(3)
Przysiad wykroczny: 2x2(10), 2x6(5), 2x10(3)
Uginanie nóg leżąc: 10(10), 16(5), 21(3)
właściwy:
MC: 59(6), 51(8), 47(8)
Wyciskanie sztangi stojąc: 22(6), 20(8), 18 (8)
Ściąganie drążka górnego: 34(8), 30(8), 26(10)
Przysiad wykroczny: 2x12(10),2x10(10), 2x8(10)
Uginanie nóg leżąc: 28(7), 25(7), 22(8)
Pompki: 6
Ogólnie po dodaniu ciężaru strasznie ciężko. Przy martwym ciągu chciałam już skończyć przy 4 powtórzeniu, ale dałam radę 6, więc w następnym treningu chyba nie zmniejszę obciążenia(no chyba, że nie ma być AŻ tak ciężko). Największy problem sprawia tu podniesienie się z nóg, ciągnie po udach i tyłku naprawdę masywnie.
Wyciskanie żołnierskie chciałam zacząć od 24kg, ale mnie to przerosło, po 5 odpadłam. Zmniejszyłam więc do 22kg i jakoś dałam radę. Boję się przy tym ćwiczeniu, że mi ręce "puszczą" i przywalę sobie sztangą w głowę.
Przy ściąganiu drążka nie dodałam nic, gdyż obecny ciężar i tak jest dla mnie hardcore'owy. Myślę, że jeszcze trochę czasu upłynie nim to nastąpi.
Uginanie nóg leżąc bez większych problemów, gdyby nie to, że szczerze nie cierpię tego ćwiczenia - ale nie muszę go lubić, żeby go wykonywać.
Do przysiadu wykrocznego nie dodałam nic, chciałabym tak poćwiczyć na tym co mam. Planuję zwiększyć, gdy moje ręce będą w stanie więcej nosić oraz gdy przestaną mnie kolana pobolewać.
Ogólnie muszę się zabrać za porządne jedzenie, bo nabijałam sobie kcal przez ostatnie dni jakimiś cappuccino, latte itp w ilościach 2, 3x dziennie. Mój organizm odczuwa, że coś jest nie halo, bo się czuję trochę pontoniasto. W sumie w ogóle nie powinna pić kawy, bo jestem mocno wrażliwa na kofeinę. Już dwie sprawiają , że chodzę po ścianach i dostaję ślinotoku, a jeśli wypiję jakąś po godzinie 16, to nie mogę zasnąć do 1 w nocy.
Od jutra powracam do normalnego (nie wakacyjnego) rozkładu dnia, to myślę, że i jedzenie zacznie się normalniejsze.