Wątpię, żeby to co było wynikało głównie z rozgrzewki (może w jakichś 50% max). Znam ból wynikający z ciulowej rozgrzewki i taki, który z niej nie wynika. Dzisiaj spróbuję zrobic coś takiego:
pompki klasyczne: 10, 10, 10, 10
podciąganie nachwytem (chwyt klasyczny, mniej więcej na szerokości barków): 4, 4, 4, 4
przysiady (tak jak ostatnio - maksymalnie chcę się skupic na technice, a nie ilości powtórzeń): 10, 10, 10, 10
unosy nóg w leżeniu: 10, 10, 10, 10
No i oficjalnie ogłaszam, że w tym miesiącu na moim drążku nie zagości żadna piramidka. Kompletnie ją sobie odpuszczam ze względu na to, że moje przedramiona są naprawdę ok, a cała reszta ciała (głównie górne partie) jest w opłakanym stanie i chcę je pobudzić do życia treningami FBW 3 razy w tygodniu.
Jak widać plan na dzisiaj nie wiele różni się od poprzedniego (zaledwie pompkami zamieniłem dipsy), a wynika to z tego co wyżej, czyli po prostu nie zależy mi teraz na progresji etc. ale na tym, żeby czuć w miarę przyzwoitą siłę i co ważniejsze - nie czuć żadnego bólu przy treningu, bo to dla mnie rzecz niedopuszczalna.
No i tak na marginesie, to nie wiedziałem czy pisać tu o tym, ale no skoro już daję ten wpis to co mi szkodzi... Wspinam się już od ponad dwóch lat i przez cały ten czas mój stosunek do tego sportu się zmieniał, aż wreszcie poczułem, że moje myślenie obrało odpowiedni tor. Mam tu na myśli to, że tak naprawdę to całe moje dramatyczne w pewnym sensie szukanie kasy gdzie popadnie na wspinaczkę nie wynika z jakiejś nie wiadomo jakiej zajawy, ale po prostu lubię to i chcę to robić. Postawiłem sobie cel na 2015 rok - VI.2. Droga o trudności jakiej nigdy nie dałem rady zrobić i nie wiem czy uda mi się w 2015 nie dość, że odbudować starą formę, to jeszcze żeby była lepsza. A jak się nie uda, to trudno. I to nie jest takie myślenie moim zdaniem, że loser, ale po prostu nie robię tego dla wyników, czy osiągów, ale dlatego, że jak już wspomniałem - po prostu to lubię :D