24.06.2019 r.
WL: 12*40 10*60 6*80 2*90 2*100 2*105 1*105
WL + hantle: 12*14 12*16 12*24 10*30
FSQ: 8*40 8*60 4*80 2*90 1*100
wypychanie nóg na maszynie + dwójki na maszynie: 3 serie
wqrw. Tyle mi się ciśnie na usta. Od 3-4 ostatnich ciężkich
treningów (bądź nawet i więcej, ale wolę nie sprawdzać bo jeszcze moje obawy się potwierdzą) mi nie idzie. Przetrenowanie nie wchodzi w grę, bo nawet jakiś specjalnych zakwasów nie odczuwam, chęci do treningów są. Myślę, że tu moja głowa może mieć duże znaczenie, bo przeważnie plan ciągnę około 2 miesięcy i później zawsze coś się wydarzy, co powoduje że wprowadzam diametralne zmiany. Nie mam już sił się z tym zmagać. Swoją drogą może dochodzę do mojej naturalnej, ludzkiej granicy? Może te wyciśnięte 120 kg (oczywiście nie w obecnej formie) byłoby moim finishem? I później czekałyby na mnie tylko długie i bardzo strome schody w kierunku każdego 2,5 kg więcej? Nie wiem.. Genów nie mam sportowych, rodzice, dziadki, pradziadki tylko pracowali, więc chyba znalazłem sobie odpowiedź i zarazem usprawiedliwienie, co ? ;)
Jedno jest pewne. Coś muszę z tym zrobić. Zastanawiam się nad testem ławki i powrotem do planu Wendlera, który zakończyłem w poprzednie wakacje. Tam przynajmniej każdy trening był ciężki dla jakiejś partii i często wychodziłem mocno zmęczony i bardzo zadowolony, a moje przybliżone "rekordy" z tego okresu wyglądały mniej więcej tak:
WL. 100 kg * 7 105*4 i 110*1
MP: 6*55 5*57,5 2*62,5
MC: 5*117,5 3*125
FSQ: 3*97,5 1*107,5
Gać, rusz głową. Przemyśl co dla Ciebie najlepsze.