Cześć, chciałabym Was poprosić o podpowiedź w zakresie moich treningów i zastoju wagi w miejscu. Wybaczcie mój brak profesjonalizmu w temacie i jeśli coś będzie opisane zbyt amatorsko. :)
Może w pierwszej kolejności, dla oglądu całości przedstawię w skrócie ogólny "historyczny" opis sytuacji: generalnie całe dorosłe życie waga to rollercoaster - raz więcej, raz mniej. Kilka lat temu schudłam 15 kg (79 -> 64) i od tamtej pory waga waha się pomiędzy 64 a 71 kg, więc rozstrzał całkiem niezły. Próbowane diety, post przerywany, łączone z fitnessem (trening ze sztangami), w pewnym momencie też interwałami - próby wszelakie zakończone niepowodzeniem ale też patrząc prawdzie w oczy różnego rodzaju wymówki wpływały na regularność i oczywiście powodowały niepowodzenia. Podstawowe badania hormonów tarczycy robione (ostatnie na początku tego roku), brak nieprawidłowości.
Sytuacja obecna: kobieta 35 lat, 168 cm wzrostu, obecnie 71 kg wagi. Największy problem mam z tkanką tłuszczową na brzuchu (do czego na pewno przyczynia się duża ilość stresu w życiu). Od 2 miesięcy ćwiczę regularnie trzymając się 3x w tygodniu po 1h, trening siłowy. Trening przeprowadzam na sprzętach na siłowni, na różne partie mięśni (FBW). Pracę mam biurową, częściowo z delegacjami, jednakże średnia liczba kroków dziennie plasuje się w okolicach 8000 w tygodniu, w weekendy różnie to bywa, średnio ok. 4000. Co tu ważne, zaczynając trening ważyłam 69 kg, jednakże na początku skoczyło mi do 71 i tak już stoi i nie drgnie. Jeśli chodzi o dietę to zapotrzebowanie organizmu (wskaźnik PPM) wyliczyłam z rok temu na 1379 kcal. Biorąc pod uwagę spożywane posiłki i napoje (chociaż tu w większości króluje woda, herbata, zioła, sporadycznie napoje "zero"), a także biorąc pod uwagę treningi, kroki, też wykonywane obowiązki domowe przy których spala się jakąś tam podstawową ilość kcal, bilans mam "na minusie". Jeśli spożywam alkohol, wliczam to tak, aby nadal bilans wyszedł "na minus". Oczywiście, zdażają się "cheat daye", jednak sporadycznie. W diecie (wegetariańska) przeważnie warzywa, węglowodany, włączam coraz więcej ryb (najczęściej tuńczyk, łosoś, makrela aby tłuszcze się zgadzały), jaja, weekendowo też awokado. Ze względu na pracę nie jestem w stanie za każdym razem przygotować sobie posiłku, jednak w takich sytuacjach staram sie wybierać zdrowe opcje.
Mój założony cel to 59 kg wagi ciała.
Podsumowując, pomimo ostatnich 2 miesięcy regularności w treningach i trzymania żywienia, waga stoi, a frustracja rośnie. Stąd moja prośba do Was, osób dużo lepiej zorientowanych w temacie o podpowiedź - co mogę zrobić dodatkowo / co mogę zmienić. Będę Wam bardzo wdzięczna za pomoc, za co z góry bardzo dziękuję.
Może w pierwszej kolejności, dla oglądu całości przedstawię w skrócie ogólny "historyczny" opis sytuacji: generalnie całe dorosłe życie waga to rollercoaster - raz więcej, raz mniej. Kilka lat temu schudłam 15 kg (79 -> 64) i od tamtej pory waga waha się pomiędzy 64 a 71 kg, więc rozstrzał całkiem niezły. Próbowane diety, post przerywany, łączone z fitnessem (trening ze sztangami), w pewnym momencie też interwałami - próby wszelakie zakończone niepowodzeniem ale też patrząc prawdzie w oczy różnego rodzaju wymówki wpływały na regularność i oczywiście powodowały niepowodzenia. Podstawowe badania hormonów tarczycy robione (ostatnie na początku tego roku), brak nieprawidłowości.
Sytuacja obecna: kobieta 35 lat, 168 cm wzrostu, obecnie 71 kg wagi. Największy problem mam z tkanką tłuszczową na brzuchu (do czego na pewno przyczynia się duża ilość stresu w życiu). Od 2 miesięcy ćwiczę regularnie trzymając się 3x w tygodniu po 1h, trening siłowy. Trening przeprowadzam na sprzętach na siłowni, na różne partie mięśni (FBW). Pracę mam biurową, częściowo z delegacjami, jednakże średnia liczba kroków dziennie plasuje się w okolicach 8000 w tygodniu, w weekendy różnie to bywa, średnio ok. 4000. Co tu ważne, zaczynając trening ważyłam 69 kg, jednakże na początku skoczyło mi do 71 i tak już stoi i nie drgnie. Jeśli chodzi o dietę to zapotrzebowanie organizmu (wskaźnik PPM) wyliczyłam z rok temu na 1379 kcal. Biorąc pod uwagę spożywane posiłki i napoje (chociaż tu w większości króluje woda, herbata, zioła, sporadycznie napoje "zero"), a także biorąc pod uwagę treningi, kroki, też wykonywane obowiązki domowe przy których spala się jakąś tam podstawową ilość kcal, bilans mam "na minusie". Jeśli spożywam alkohol, wliczam to tak, aby nadal bilans wyszedł "na minus". Oczywiście, zdażają się "cheat daye", jednak sporadycznie. W diecie (wegetariańska) przeważnie warzywa, węglowodany, włączam coraz więcej ryb (najczęściej tuńczyk, łosoś, makrela aby tłuszcze się zgadzały), jaja, weekendowo też awokado. Ze względu na pracę nie jestem w stanie za każdym razem przygotować sobie posiłku, jednak w takich sytuacjach staram sie wybierać zdrowe opcje.
Mój założony cel to 59 kg wagi ciała.
Podsumowując, pomimo ostatnich 2 miesięcy regularności w treningach i trzymania żywienia, waga stoi, a frustracja rośnie. Stąd moja prośba do Was, osób dużo lepiej zorientowanych w temacie o podpowiedź - co mogę zrobić dodatkowo / co mogę zmienić. Będę Wam bardzo wdzięczna za pomoc, za co z góry bardzo dziękuję.